Sebastian Kaleta, Jacek Ozdoba, Jan Kanthak, Aleksandra Szczudło, Piotr Sak, Janusz Kowalski. Wszyscy oni są świeżo upieczonymi posłami. Są bardziej lub mniej związani z europosłem Patrykiem Jakim. Jaki, ich patron, we wrześniu 2019 r. objechał szereg miast, by wesprzeć swoich znajomych przed wyborami. Porywał tłumy, na czym zyskiwali młodzi politycy. Entuzjazm okazywany Jakiemu, który przecież w wyborach parlamentarnych nie startował, spływał na wyżej wymienionych.
Jednym z kluczowych punktów było podpisanie "Deklaracji Nowego Pokolenia". Wśród siedmiu punktów programowych piąty z nich brzmiał: "Nigdy nie zagłosuję za podwyższeniem podatków". Bo przecież, jak słyszeliśmy na spotkaniach przedwyborczych, ludzie z listy Prawa i Sprawiedliwości to nie Platforma Obywatelska, żeby podnosić podatki. Oni chcą je obniżać.
Życie szybko zweryfikowało obietnicę. Już na pierwszym posiedzeniu Sejmu wszyscy wymienieni powyżej posłowie zagłosowali za 10-proc. podwyżką akcyzy na wyroby tytoniowe i alkoholowe. I dla jasności: można się spierać, czy podniesienie podatku na używki jest dobre, czy złe. Fakt jednak pozostaje faktem - jest to podniesienie podatku. Młodzi gniewni z PiS-u złamali więc swoją obietnicę już podczas pierwszych dni urzędowania.
Bez wątpienia znaleźli się w potrzasku. Z jednej strony dane wyborcom słowo i możliwość bezproblemowego spoglądania w lustro. No i wiarygodność, bo przecież Sebastian Kaleta i Jacek Ozdoba są na froncie rozliczania z niespełnionych obietnic prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego. Z drugiej strony, niezagłosowanie już na początku kadencji zgodnie z tym, czego oczekuje prezes Jarosław Kaczyński, mogłoby wstrzymać błyskotliwe kariery młodych polityków. Pozostałyby ostatnie ławy, niechętne spojrzenia i marne szanse na uzyskanie jakiegokolwiek stanowiska lub niezłego miejsca na liście wyborczej przy następnej elekcji.
Sebastian Kaleta na Twitterze próbował ratować sytuację i zaczął przekonywać, że w deklaracji chodziło o nowe podatki, a podniesienie akcyzy na alkohol i tytoń było przecież zapowiedziane już przed wyborami. Ale raz, że zapowiedziana była podwyżka o trzy proc., a zagłosował za podwyżką o 10 proc., a dwa - w podpisanej deklaracji punkt piąty brzmi "nigdy nie zagłosuję za podwyższeniem podatków", a nie "nigdy nie zagłosuję za podwyższeniem podatków, chyba że tej podwyżki wielu wyborców się spodziewało, a tak poza tym wóda i szlugi to zło".
Szczerze powiedziawszy, gdy tylko zobaczyłem podpisaną przez polityków deklarację, wiedziałem, że wcześniej bądź później ją złamią. Byłem przekonany, że partyjny system przemieli młodych działaczy i zobaczą, że albo będą się zgadzali na coś, czego nie popierają, albo będzie to ich pierwsza i ostatnia kadencja przy Wiejskiej. Nie przypuszczałem jednak, że nowi parlamentarzyści tak szybko wyrzekną się wyborców. Wyszło śmiesznie. Choć z tego, że ktoś wybił się na nośnych hasłach, by zapomnieć o nich z chwilą uzyskania mandatu poselskiego, raczej nie należałoby się śmiać, lecz nad taką bezczelnością zapłakać.