Uczciwie trzeba przyznać, że jedyną formacją, która w tych wyborach - na razie - zaprezentowała w miarę kompletny program wyborczy, jest koalicja Lewicy i Demokratów. PiS koncentruje się na obronie swego rządowego dorobku, a Platforma na zaprezentowanym kilka miesięcy temu programie rządzenia. A LiD? Pokazał 100 konkretów. Opowiadają o nich w każdym z reklamowych filmów Aleksander Kwaśniewski, Wojciech Olejniczak, Marek Borowski. Opowiadają dobrze, przekonująco.

Reklama

To kampania nieźle pomyślana i konsekwentnie, z pomysłem prowadzona. Problem w tym, że wszyscy wiemy, iż Borowski zachwala ową "100". Ale co w tej setce jest? Ile konkretów? Zadałem sobie trud i policzyłem. Odrzuciłem mowę trawę w rodzaju "skrócimy czas oczekiwania na wizyty u specjalistów" - bo nie wiadomo od kiedy i o ile.

Odrzuciłem wszelkie niekonkretne "przyspieszymy", "przerwiemy niemoc" czy "wprowadzimy przyjazne kontakty". Byłem za to łaskawy dla zapowiadanych nowych instytucji, choćby padała w nich tylko nazwa. Z radością przyjmowałem każdą liczbę, każdy obiecywany procent podwyżki. I policzyłem. Wyszło, że na 100 obiecywanych konkretów podstawowe kryteria konkretności spełnia zaledwie 45 punktów. Mało? Moim zdaniem, jak na program wyborczy - całkiem nieźle.

Ale najbardziej przeraziła mnie inna myśl: że jestem jedyną poza autorami osobą, która ten program przeczytała. Są tam bowiem piękne smaczki dla mediów, jak twarda zapowiedź obowiązku równoczesnego przedstawiania na stanowiska państwowe dwóch kandydatur - kobiety i mężczyzny. Są ciekawe haczyki dla opozycji, jak obietnica wprowadzenia możliwości wykupywania w publicznych szpitalach dodatkowych usług przez osoby mające własne pieniądze, a więc rozwiązanie w duchu bardzo liberalnym. Jest wreszcie zapowiedź referendum w sprawie ochrony życia poczętego - a więc groźba powrotu wojny aborcyjnej.

I co? I cisza. Nadrukowali tego w LiD setki tysięcy. Rozdali wszystkim, opublikowali w internecie, chwalą się co godzina w telewizyjnych blokach reklamowych. Cisza. I niech mi ktoś jeszcze ponarzeka na brak debaty programowej. Chcemy w większości wojny, chcemy jatki, chcemy krwi. Chcemy debat. Dostaniemy, czego chcemy.