Łobuz ten, bez konsultacji z redakcją, ośmielił się skrytykować, nie wymieniając zresztą z nazwiska: Lesława Maleszkę oraz twórców III Rzeczpospolitej. I to w jednym przemówieniu! Zaiste, raz na zawsze zapisze się ono w annałach polskiej hańby. Redakcja nie wyjaśniła, która obraza była boleśniejsza, ale pospiesznie wydelegowała kol. Blumsztajna, by oddał Kaczyńskiemu order, który przez pomyłkę przyjął dwa lata temu. Niestety, nie wyklarowano Blumsztajnowi, dlaczego ma to zrobić, więc wszystko, co miał do powiedzenia portalowi Gazeta.pl, ograniczało się do lamentu, że on, Blumsztajn, "ma już tego dosyć".
Wszystko to dzieje się w arcygorącym czasie, kiedy Pierwszy Wicemichnik ogłosił z zadęciem Narodową Akcję Ratowania Wałęsy. Socrealistyczne poematy: "Dlaczego kocham Lecha" piszą więc na łamach "Wyborczej" duzi i mali, znani i nieznani, pisaci i analfabeci- słowem cały naród pisze, a adiustatorzy adiustują. Nic więc dziwnego, że brak miejsca na szerszą refleksję, jaki wpływ na linię redakcyjną "Wyborczej" miał redaktor Elem.
Elem? Jaki znowu Elem? A prawda, gazeta wszak kilka lat temu ogłosiła, że nazwisko Maleszki "na wiele lat musi zniknąć z tych łam", ale przecież nie napisała, że zniknąć musi sam Maleszka, prawda? Więc nazwisko się nie pojawiło - zastąpił je "Elem". Któryż to już pseudonim w życiorysie tej nietuzinkowej postaci?
To wszystko ze względów humanitarnych. Człowiekowi od lat uzależnionemu od pisania, którego kunszt doceniali zarówno czytelnicy cywilni, jak i mundurowi, nie można było tak raz na zawsze odebrać pióra. Z równym powodzeniem można by go po prostu zabić. Dlatego nie zdziwię się, jeśli okaże się, że serce Adama Michnika krwawiło i zgodził się również teraz (z powodów czysto humanitarnych) udostępnić łamy powracającemu niczym tenisowy return Maleszce. Przecież miłosierdzie wobec sprawcy zasadą naczelną.
Na razie "Wyborcza" robi wszystko, by temat adiustatora "Ketmana" zniknął z jej łam. Doskonale do tego nadaje się i wykorzystywany instrumentalnie Wałęsa, którego trzeba pilnie ratować, i order Blumsztajna, który na gwałt trzeba zwrócić. Do rozpętania kampanii nadaje się nawet decyzja NBP, że skoro nie bije monet z osobami żyjącymi, to nie wybije i z Wałęsą. Ważne, że nikt już nie mówi o Maleszce, a "Wyborcza" znów jest w pierwszym szeregu walki o przyzwoitość.
Nic dziwnego, że w tej sytuacji osobiste problemy red. Blumsztajna, który ma dość, stają się dla redakcji na tyle ważne, by o oddawaniu przez niego orderu poinformować całą Polskę. To cenne. A gdy Blumsztajn odda krew, też poinformujecie? Bo, zdaje się, pora już najwyższa na kompleksowe badania.