Lewek miał być prezentem z okazji 25. rocznicy otrzymania Pokojowej Nagrody Nobla (i uwaga: podobno zwierzątko reaguje na wołanie "Nobel, Nobel"). Ponieważ jednak plamki na futrze lewka układały się w literki S i B, pomysł zarzucono i wypuszczono kotka w świat.

Reklama

Inna wersja, którą traktują jednak jako mniej wiarygodną, wskazuje na Jerzego Urbana jako projektodawcę happeningu. Chodzący na wolności lewek ma nawiązywać do biegającego na wolności Lwa Rywina. Kiedy zaś zgłodnieje, ma zapolować nad Wisłą na kaczki. Korzystając z rozgłosu, Urban ma zaproponować kandydaturę Wojciecha Jaruzelskiego w nadchodzących wyborach prezydenckich.

Oczywiście pojawiła się i taka hipoteza, że lewek jest po prostu jednym z kotów obecnego prezydenta. Żarł za dużo, wyrósł ponad miarę, dał nogę z ogródka w Juracie i tak wędruje przez Polskę. Tylko że to pewno plotki są; w Polsce tak jakoś się utarło, że jak mamy jakieś dziwadło, to od razu Kaczyńscy winni.

Tak czy inaczej, chrońmy kotowatego. Dobry, bo polski.