Trybunał Konstytucyjny pochylił się z troską nad obywatelami, którzy nie rozumieli, jaki status może mieć rzecznik praw obywatelskich po upływie kadencji. Czwartkowym wyrokiem postanowił zlikwidować tę dojmującą niepewność prawa i obwieścić urbi et orbi, że gdy dotychczasowemu rzecznikowi kadencja się skończy, a nie wyłoniono jego następcy, to ombudsmana po prostu nie ma.
Nikt chyba nie ma najmniejszych wątpliwości, że nawet dla posłów, którzy zaskarżyli przepis, zgodnie z którym dotychczasowy RPO pełni swoją funkcję do czasu objęcia stanowiska przez swego następcę, najważniejszym – i jedynym – powodem była po prostu chęć pozbycia się dr. hab. Adama Bodnara. Wszak do tej pory żaden dotychczasowy rzecznik – z wyjątkiem tragicznie zmarłego prof. Janusza Kochanowskiego – nie złożył urzędu równo z końcem kadencji i nikt nie kwestionował jego umocowania do wykonywania kompetencji pomiędzy kadencjami. To wszystko jest dla wszystkich oczywiste, piszę o tym tylko po to, by zwrócić państwa uwagę na to, jaką aberracją jest zajmowanie się przez posłów i trybunał tą sprawą w czasie, gdy do rozwiązania jest mnóstwo innych, o wiele bardziej palących problemów.
No ale stało się. Trybunał postanowił zakończyć mało śmieszną zabawę z wyznaczeniem terminu rozpoznania sprawy tylko po to, by go w ostatniej chwili zrzucić z wokandy (doprawdy, nawet dzieci wiedzą, że ten sam dowcip za dziewiątym razem jest już tylko żenujący) i sprawę rozpoznać. Acz i tu nie obyło się bez wątków humorystycznych, np. wtedy, gdy podczas ogłaszania uzasadnienia wyroku TK ustami Stanisława Piotrowicza zaznaczył, że „sprawa, w której zapadł wyrok, nie dotyczy ani konkretnego rzecznika praw obywatelskich, ani urzędu RPO jako takiego”.
Reklama