Czy Janusz Palikot jest PiS-owskim agentem wpływu? Świadomym uczestnikiem wyrafinowanej intrygi polegającej na kompromitowaniu Platformy Obywatelskiej w taki sposób, by publiczność nie pojęła, kto za tym stoi?

Reklama

Pewnie nim nie jest, bo i polska polityka nie jest aż tak wyrafinowana, ale wrażenie takie robi. Najkrócej mówiąc, Janusz Palikot psuje Donaldowi Tuskowi jego posunięcia. Prawdopodobnie chce mu pomóc, ale robi to tak, że powinien zostać odznaczony złotą gwiazdą "Zasłużony dla PiS". I to w wersji z brylantami, jeśli taka istnieje.

Według nieoficjalnych doniesień, gdzieś około wtorku premier zastanawiał się ze swoimi współpracownikami, jak zredukować rozgłos towarzyszący kongresowi Prawa i Sprawiedliwości. Dla niego sytuacja była o tyle niekomfortowa, że w tym samym czasie, gdy członkowie PiS mieli hucznie obradować, on musiał popędzać ministrów w brutalnym obcinaniu resortowych wydatków. Wtedy miała zapaść decyzja o tym, że Tusk poprosi o możliwość przemówienia do uczestników kongresu.

Pomysł ogłosił w piątek wieczorem. W pierwszych godzinach uzyskał piorunujący efekt. Konfuzja w PiS była bardzo duża i trochę czasu zabrało znalezienie odpowiedzi. A potem zaczęła się debata: o co Tuskowi chodziło? Jest naprawdę przejęty kryzysem ekonomicznym, czy szło tylko o PR? I tu jest clou problemu. Bo jednocześnie Janusz Palikot ogłosił, że w przebraniu kobiecym, czy innym podstępem wejdzie na salę obrad. Jemu na pewno chodziło o rozgłos, a nie o kryzys. Z tego powodu łatwiej było dyskredytować propozycję Tuska, że też chodziło w niej o PR, tyle że lepszego gatunku.

Palikot pomaga PiS-owi w jeszcze jeden sposób. Poświęca kongresowi zbyt dużo czasu i energii. Wypisuje na blogu swoje opinie na temat klapy PiS-owskiego zlotu oraz braku perspektyw sukcesu dla tej partii. Wbrew temu, co pisze, nadaje temu wydarzeniu zbyt dużą rangę - przynajmniej z perspektywy swojej partii. Donośny krzyk, że coś jest zupełnie nieważne, nie brzmi zbyt przekonująco. Rzeczy nieważne ze swej istoty są nieinteresujące. I niebudzące emocji. A w Palikocie kongres je budzi.