Teza o słabości rosyjskiej armii może dziwić w zestawieniu z widowiskową klęską zadaną przez nią Gruzji w sierpniu ubiegłego roku. Wojsko Saakaszwilego nie było jednak nawet namiastką NATO. Wojna ta - mimo zwycięstwa - pokazała słabość Rosjan. Zawiodły łączność, rozpoznanie, koordynacja działań sił lądowych i lotniczych, zabrakło inteligentnej amunicji, samolotów bezzałogowych. Nic dziwnego, jednostki Północnokaukaskiego Okręgu Wojskowego, które weszły do Gruzji, to jedne z najgorzej wyposażonych w armii.

Reklama

Co innego Moskiewski Okręg Wojskowy przygotowywany na wojnę z NATO. To jego siły ćwiczyły na Białorusi. Od trzech lat jest intensywnie przezbrajany w nowy i modernizowany sprzęt. Wcale nie wojna w Gruzji, ale zakończone właśnie manewry na Białorusi były realnym testem zdolności armii rosyjskiej do wojny z nami. Pokazały, że Federacja ma jeszcze wiele do zrobienia, by dorównać NATO.

Mimo kryzysu Moskwa nie wstrzymała jednak programu modernizacji, przeciwnie, chce go zintensyfikować. My tymczasem tniemy wydatki na obronę. Mamy jeszcze czas, ale nie można go zmarnować. Kto wie, czy za dziesięć lat kolejne manewry Zapad nie pokażą, że spadkobierczyni Armii Czerwonej jest już gotowa do starcia.