Tarcza antyrakietowa Busha nie chroniłaby polskiego terytorium. Jedyny zysk, jaki mogliśmy odnieść z tej inwestycji, to przyciągnięcie Amerykanów. Uwikłanie ich automatycznie w obronę Polski w razie agresji. Podobnie jest teraz, choć tarcza w wydaniu Obamy mogłaby teoretycznie bronić także naszego nieba.

Reklama

Polskę, jako członka NATO, chroni artykuł 5 traktatu waszyngtońskiego. Zobowiązuje on wszystkich członków Sojuszu do niezwłocznej pomocy zaatakowanemu. Pakt nie ma jednak planów operacyjnych na wypadek wojny Polski z Rosją. Nie wiadomo, kto miałby nam pomóc, kiedy, jakimi siłami. Mało tego, w państwach NATO coraz częściej jest kwestionowana zasadność artykułu 5. W głównym ośrodku eksperckim doradzającym rządowi Holandii na własne uszy usłyszałem odpowiedź "nie" na pytanie, czy kraj ten pomógłby Polsce w wypadku wojny.

NATO to już nie szybkostrzelny rewolwer, raczej naoliwiona strzelba ukryta w zabitej gwoździami skrzyni. Nie wiadomo, czy w ogóle wystrzeli. Warto więc mieć u siebie Amerykanów. Niech ewentualny agresor wie, że atakiem na Polskę rozsierdzi najpotężniejsze państwo świata.