Sobota - Niedziela
No i wreszcie odbyła się ta długo zapowiadana gala uświetniająca Nobla Wałęsy. Szkoda, że Wałęsa nie rozumie dziejowej roli dwóch wielkich przywódców narodowych, Jarosława i Lecha Kaczyńskich, bo byłby z niego niezły oręż polityki historycznej. Cóż, sam sobie winny.
Poniedziałek
Generał Jaruzelski prosił o interwencję w Polsce Sowietów. (A kogo miał prosić, Amerykanów?) W związku z tym jakieś moralne karły zarzuciły generałowi fałsz. Twierdził przecież, że do wprowadzenia stanu wojennego pchnęła go groźba interwencji radzieckiej. Żaden, psiakrew, fałsz tylko przejęzyczenie: "prośba", nie "groźba".
Wtorek
Taśmy! Taśmy! I to nie polskie, tylko europejskie. Eurochamy przyjechały do Vaclava Klausa.
Środa
Kazimierz Marcinkiewicz będzie startował z listy PO w wyborach europejskich, z tym że absolutnie nie nosi się z zamiarem kandydowania, a ponadto nie ma żadnej podjętej decyzji w PO, poza tą, że będzie startował z Warszawy, z pierwszego miejsca.
Czwartek
"Jeżeli umrę poza Tybetem moja inkarnacja zostanie odnaleziona poza Tybetem" - zapowiada Dalajlama. O Boże, jakby to było fajnie, gdyby tak wypadło na wnuka Wałęsy.
PS. Wiem, że wypadałoby trochę napisać o locie do Brukseli. Tylko, że jakoś dziwnie nie mogę. To tylko skrótem, dla najbardziej wytrwałych: popsuł się jeden z samolocików, którymi latał jeszcze generał Jaruzelski.
Piątek
Hurra, hurra, będzie w atmosferze więcej trującego tlenku węgla. Uff, a już się bałem, że z globalnego ocieplenia nici.