Winę za niewykrycie sprawców przecieku w aferze gruntowej ponoszą Zbigniew Ziobro i Jerzy Engelking - tak były szef MSWiA w rządzie PiS Janusz Kaczmarek komentuje umorzenie śledztwa w tej sprawie.

W czwartek umorzono śledztwo w sprawie przecieku z akcji CBA w tzw. aferze gruntowej w 2007 r. Przyczyna to "brak danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie przestępstwa".

Kaczmarek, wciąż podejrzany o składanie fałszywych zeznań i utrudniania przez to wyjaśnienia tego przecieku, powiedział w TVN24, że winę za to, że nie wykryto sprawcy przecieku, ponoszą ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i ówczesny wiceprokurator generalny Engelking.

Zdaniem Kaczmarka, takie sprawy wyjaśnia się "w zaciszu gabinetów prokuratorskich", a nie prezentując dowody na konferencji prasowej.

Kaczmarek oświadczył, że na słynnej konferencji Engelkinga z 2007 r., którą nazwał "kapturową", "chciano wmówić, kto jest źródłem przecieku", a przedstawiono tam tylko "jedną, jedyną wersję".

Kaczmarek podkreślił, że nie wydawał zgody na akcję CBA wobec Andrzeja Leppera. Według niego, zgodę taką wydał Engelking. Kaczmarek zdradził, że wiedział o tej akcji od stycznia 2007 r.

Oświadczył też, że w lipcu 2007 r. rozmawiał z prezydentem Lechem Kaczyńskim, który - według Kaczmarka - wiedział, że następnego dnia będzie akcja CBA wobec Leppera. "Będą zmiany w Polsce" - tak zdaniem Kaczmarka mówił wtedy prezydent.

Podkreślając, że kancelaria prezydenta zaprzeczyła takiej rozmowie, Kaczmarek powiedział, że "pomimo tego zaprzeczenia prezydent na protokół złożył zeznania potwierdzające to, co teraz mówię".

Nie zdradził szczegółów, przypomniał zaś, że jest pokrzywdzonym w śledztwie rzeszowskiej prokuratury badającej legalność konferencji Engelkinga i "ma wgląd w część akt".

"Przyjdzie czas, kiedy będziemy mogli o tym porozmawiać" - tak Kaczmarek odpowiedział na pytanie, po co poszedł do Ryszarda Krauzego do hotelu Marriott. Powiedział, że zależy to m.in. od tego, czy zachowały się podsłuchy z tej sprawy.

















Reklama