Kim jest człowiek, który austriackiej firmie proponował rządowe kontrakty za ciężkie pieniądze? Jego biografia obfituje w niespodziewane zwroty i całkiem spodziewane tarapaty. A przecież to wciąż ten sam, dobrze znany w Łodzi restaurator.

Reklama

Nawet z przyjaciółmi Dariusza Drzewieckiego jest kłopot. Ci, którzy jeszcze latem popijali z nim przy jednym stoliku przy Piotrkowskiej, dziś mówią: "Nie odbiera komórki. Nie widzieliśmy się. Nie wiem, gdzie go szukać. Do widzenia".

Z sąsiadami z ulicy Jaracza to samo. Zrujnowana kamienica, krata przed wejściem, domofon z wizytówkami pożółkłymi ze starości. Niby wszystko się zgadza - "Tu się zameldował, o tam, na drugim piętrze kamienicy, w mieszkaniu matki". "Dawno go pani widziała?". Wzruszenie ramion. "Bywa tu?". "Kto go tam wie".

Od dawna, czyli od czasów, gdy przestał prowadzić dyskotekę Studio, Dariusz Drzewiecki nie pcha się przed obiektywy. Unika publicznych imprez. Kiedy pytam kilku łódzkich fotografów o jego zdjęcia, słyszę ten sam tekst: ciężka sprawa.

Dariusz Drzewiecki zostawia po sobie inne ślady: rozproszone po szafach sądów i prokuratur zeznania, dziesiątki stron akt, w których pojawia się jako świadek, podejrzany lub oskarżony.



Gastronomia i tańce
Reklama

Lata 90., Łódź. Mirosław Drzewiecki, z wykształcenia prawnik, z przekonań liberał, zarabia poważne pieniądze.

Rok 1995. O restauracji Wiedeńska huczy cała Łódź. Knajpę w dobrym punkcie przy Piotrkowskiej, visa-vis Grand Hotelu, prowadzi Nina, żona Mirosława. Prasa donosi, że gośćmi bywają bandyci, w tym "Tato" i "Gruby Irek". Władze miasta kręcą nosem, a Drzewieccy likwidują lokal z powodu niebezpiecznych klientów.

Mirosław Drzewiecki zbija majątek na szyciu ubrań, produkuje guziki, sprowadza tkaniny z Azji, kupuje lokalną gazetę. W najlepszych latach jego firmy zatrudniają kilkuset pracowników. Jest zamożny, znany i ma brata, któremu brakuje tych przymiotów. Dariusz, młodszy o sześć lat, prowadzi dyskotekę Studio. Idzie mu tak sobie. Właściwie beznadziejnie. "Mirek zawsze pomagał bratu, wyciągał go z kłopotów, pożyczał pieniądze, spłacał długi. Jak trzeba było wejść w interes, Mirek go wspierał" - opowiada jeden z najbliższych współpracowników Jerzego Kropiwnickiego, byłego już prezydenta Łodzi. "Darek jest z innej planety. Nawet studiów nie skończył".

Spotykam się z drobnym biznesmenem, który zetknął się z Drzewieckimi w burzliwych latach 90. ("Pan mnie nie cytuje pod nazwiskiem, oni wciąż są mocni"): "Widywali się po kilkanaście razy dziennie. Darek był facetem od czarnej roboty, a Mirek nigdy nie chciał być oficjalnie zamieszany w to, co robi młodszy brat. Choć bywało różnie. W pewnym momencie Mirek zorganizował prezentację w Teatrze Muzycznym w Łodzi i nie zapłacił za salę. Teatr zaczyna go ścigać i co się okazuje? Imprezę formalnie organizował Darek, a od niego wyciągnąć pieniądze to już sztuka".

Darek działa też na własną rękę. Promuje dyskotekę, jak umie, co miesiąc organizuje wybory miss mokrego podkoszulka. Po Łodzi krąży opowieść, że ma problem z narkotykami. "Darek bał się żony. Nie wierzę w te opowieści o narkotykach. Na własne oczy widziałem, jak wpadła na niego w knajpie: <Mówiłam ci: dwóch rzeczy, bójek i prochów, ma tu nie być! Zrób z tym porządek>. I Darek potulnie człapie wyprosić dilera" - opowiada jeden z byłych działaczy "Solidarności".

czytaj dalej



Drzewiecki przedstawia "Tatę"

Pod koniec czerwca 1999 roku komisarz Andrzej Szczepański z Biura do Walki z Przestępczością Zorganizowaną Komendy Głównej Policji przesłuchuje 38-letniego Pawła Jankowskiego. Za dwa lata, w procesie łódzkiej ośmiornicy, Jankowski będzie jednym z najważniejszych świadków: pokrzywdzonym i oskarżycielem posiłkowym w procesie ośmiornicy.

Na razie Jankowski opowiada, w jaki sposób stał się znajomym gangsterów i jak popadł w długi. W latach 90. prowadzi dyskotekę Studio razem z Dariuszem Drzewieckim, który postanawia wyremontować lokal za pożyczone 30 tys. marek. Pieniądze pożycza Tadeusz Matera "Tato", jeden z bossów ośmiornicy. Z zeznania Jankowskiego: "Drzewiecki przedstawił mi Tadeusza Materę jako znanego w Łodzi biznesmena, który dysponuje dużą gotówką i może być potencjalnym inwestorem, ewentualnie udziałowcem czy pożyczkodawcą na wyremontowanie. Drzewiecki po prostu podjął decyzję o remoncie, a mówiąc krótko, zmusił mnie do tej decyzji i ja na nią przystałem, nie chcąc konfliktować się ze wspólnikiem".

Potem za 100 tys. dolarów "Tato" odkupuje udziały od Drzewieckiego i staje się cichym wspólnikiem dyskoteki. Jankowski nie chce ani pożyczki, ani nowego wspólnika. Wpada w tarapaty, bo żołnierze bossa chcą, by to on spłacał wysoko oprocentowaną pożyczkę. Jankowski spłaca, ale gangsterom wciąż jest mało. Biznesmen zaczyna się ukrywać.



Z zeznań Jankowskiego: "Jak wiem od Drzewieckiego, on o wszystkich przedsięwzięciach informował swojego brata Mirosława Drzewieckiego, który, jak mi jest wiadomo, zna bardzo dobrze Tadeusza Materę. Ja mówię tutaj o Mirosławie Drzewieckim dlatego, ponieważ mój wspólnik Dariusz Drzewiecki, gdy nie chciałem wyrazić zgody na proponowane przez niego przedsięwzięcia, cały czas straszył mnie, że wykorzysta możliwości i znajomości swojego brata do tego, aby zmusić mnie do tego, abym robił tak, jak on chce. Jak się później okazało, te obietnice mojego byłego wspólnika musiały być chyba zrealizowane, gdyż w późniejszym okresie, już po naszym rozstaniu, miałem wiele różnych kłopotów ze strony organów skarbowych, które były wywołane według mojej oceny interwencją Mirosława Drzewieckiego, wykorzystującego w tych sytuacjach zajmowaną pozycję polityczną".

W 2001 r., dwa lata po przesłuchaniu przez policjanta z KGP, Paweł Jankowski niemal dosłownie to samo powtarza na procesie. Mówi powoli, głośno i dobitnie. Lokalna Gazeta Wyborcza odnotuje, że nie spuszcza wzroku z ławy oskarżonych - tak jakby chciał pokazać, że się nie boi. Zza szyby pancernej przyglądają mu się ci, o których opowiada. Uśmiechają się.

Po remoncie dyskoteki Studio, który na kilka lat wpędzi w kłopoty Pawła Jankowskiego, Dariusz Drzewiecki wychodzi z interesu. Wtedy na Piotrkowskiej powstaje restauracja Marhaba: arabska kuchnia, falafel i kofta, ale bez tłustego smrodu, w jakim gotują się zwykłe kebaby. Pomysł chwyta. Wkrótce w całej Polsce powstanie kilka lokali o tej samej nazwie. Spółkę oficjalnie zakładają nastoletni syn Mirosława Mateusz (jeszcze przed maturą) i Dariusz. Do tego uruchamiają popularną w Łodzi knajpę Madero. Jak pisze tygodnik Polityka, to Mirosław Drzewiecki namówił syna do założenia spółki z bratem, chciał w ten sposób mu pomóc. Potem jeszcze kilkakrotnie spłacał długi po różnych biznesach. "Ponieważ raz, drugi, trzeci nie przyniosło to skutku i popełniał te same błędy, zrezygnowałem z tej formy ratowania go" - zapewniał minister.



Dziś gastronomiczną spółkę prowadzi syn ministra Drzewieckiego. Oficjalnie Dariusz nie ma z nią nic wspólnego. Wciąż jednak ciągnie go do egzotycznej kuchni. Kiedy za kilka lat będzie go szukała policja i wynajęci detektywi, pół Łodzi będzie plotkować, że Darek przeczekuje zły czas przy Piotrkowskiej w arabskiej knajpie przyjaciela Azada Hamada.

Jedyny ślad tego, że Dariusz Drzewiecki miał w ciągu ośmiu ostatnich lat związki z czymkolwiek, co rejestruje się i składa sprawozdania finansowe, to akta łódzkiej spółki W&J. Zakłada ją w 2002 roku razem z Jerzym Idczakiem, znanym dilerem samochodowym (rodzina Idczaków m.in. sponsoruje piłkarski klub ŁKS). Mają handlować samochodami i prowadzić "pożyczki poza systemem bankowym". Darek sprzedaje udziały po dwóch miesiącach.

Sprzedał, choć nie miał

Grudzień 2008 roku. Policja poszukuje Dariusza Drzewieckiego, porozmawiać z nim chciałoby co najmniej trzech łódzkich prokuratorów. Każdy w innej sprawie. "Darek po prostu ma taki styl" - mówi łódzki biznesmen, który zna obu Drzewieckich jeszcze z lat 80. "Nawet średnio rozgarnięty nastolatek wie, że numery, które wycina, mają krótkie nogi. Darek wymyślił, że będzie sprzedawał samochody już wzięte w leasing."

Zaczęło się jesienią 2004 r. od śledztwa w sprawie sprzedawania przez Dariusza Drzewieckiego leasingowanych samochodów. Policja podejrzewa, że sprzedał trzy auta, których nie miał, w sumie za ok. 70 tys. zł. Jak donosiła lokalna prasa, sprawa wyszła na jaw, gdy kupcy pojechali do Katowic odebrać auta. Aut nie było.



Komisariat policji w Ozorkowie szuka brata ministra. "Miejsce jego pobytu nie jest znane. Zachodzi zatem uzasadnione przypuszczenie, iż ukrywa się przed organami ścigania celem uniknięcia odpowiedzialności prawnej" - pisze w 2005 r. policja w postanowieniu o zawieszeniu śledztwa.

Wkrótce policja w całym kraju, na polecenie łódzkiej prokuratury, zaczyna jednak poszukiwać Dariusza. Tęskni za nim też prokuratura w Zgierzu, bo podając się za pełnomocnika firmy swojej żony, w 2004 r. sprzedał za 63 tys. zł znanemu dilerowi samochodów dwa auta wzięte w leasing.

Policja nie spieszy się z ustaleniem miejsca pobytu brata ministra sportu. Dariusz Drzewiecki paraduje po Piotrkowskiej. Diler do odzyskania pieniędzy wynajmuje więc detektywa Krzysztofa Rutkowskiego. Ten 30 grudnia 2008 r. w asyście policji prawie go dopada w Wiśle w hotelu Gołębiewski. Drzewieckiemu udaje się uciec kuchennymi drzwiami, ale czuje, że pętla się zaciska. Za pośrednictwem adwokata zwraca dilerowi pieniądze, prokuratura umarza śledztwo.

Z kolejnego śledztwa brat ministra też wychodzi obronną ręką. Prokuratura Łódź-Widzew stawia mu zarzuty przywłaszczenia wyleasingowanych urządzeń do wentylacji w knajpie w Kaliszu. Ktoś jednak postanawia spłacić jego długi. Wtedy prokuratura w sierpniu 2009 r. umarza sprawę. Jako podstawę decyzji wskazuje "niepopełnienie przez podejrzanego zarzuconego mu przestępstwa".

W styczniu 2009 r. jedna z łódzkich prokuratur kieruje jednak do sądu akt oskarżenia. Drzewieckiemu zarzuca cztery przestępstwa: trzy oszustwa (sprzedaż trzech samochodów, których nie miał) i sfałszowanie faktury. Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi: "Ponieważ Dariusz D. zadeklarował chęć dobrowolnego poddania się karze, wraz z aktem oskarżenia skierowany został wniosek o wydanie wyroku skazującego i kary łącznej 1 roku 6 miesięcy pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem wykonania na okres 3 lat".

W lutym tego roku Dariusz Drzewiecki zostaje skazany. W zawieszeniu na 3 lata.