"Przeżyjemy krwawe polityczne lato" - mówi Marcinkiewicz pytany, jaka będzie kampania wyborcza. "Ta kampania będzie najostrzejsza z dotychczasowych. Młodzi PR-owcy obu stron uczą się od amerykańskich specjalistów, a tam na kandydatach nie zostaje sucha nitka. Dziadek z Wehrmachtu to mały pikuś. Szkoda, że nie będzie merytoryczna" - przekonuje.

Reklama

Były premier nie ma jednak wątpliwości, że wyborów nie wygra Lech Kaczyński, a to dlatego, że - jak mówi - jest go w stanie pokonać każdy kandydat wystawiony przez PO. M.in. dlatego on sam nie rozważa startu w wyborach. "Wystartowałbym, gdyby zagrażała nam kandydatura Lecha Kaczyńskiego, ale nie zagraża" - mówi.

Marcinkiewicz wyjaśniał też, dlaczego Lech Kaczyński nie chce konfrontacji z Radosławem Sikorskim. "Większym upokorzeniem byłoby dla Kaczyńskiego, gdyby to Radek Sikorski, czyli minister, którego on wyrzucił z rządu, wygrał z nim w demokratycznych wyborach, gdyby naród wybrał właśnie jego. Stąd te ataki na Sikorskiego" - uważa były premier.

Chwalił też pomysł zorganizowania prawyborów w PO. "Wreszcie zaczynamy rozmawiać, jaka powinna być ta prezydentura, który kandydat będzie lepszy: czy stateczny, spokojny, z przepiękną kartą historyczną Bronisław Komorowski, czy młody, ambitny, z wielkim <powerem> Radek Sikorski, na którego zagłosują 20- i 30-latkowie, w tym moja żona" - zdradził.

Sam także wydaje się być bliżej Sikorskiego. Marcinkiewicz zarysował, jak jego zdaniem, mogłaby wyglądać prezydentura obecnego szefa MSZ. "Ma londyńskie i amerykańskie doświadczenie, świetną żonę, znaną w całym świecie. A przecież żona też liczy się w tym wyścigu, bo Polacy patrzą na prezydencką parę. Anne Applebaum mogłaby być dla Polaków kimś takim jak królowa Bona" - dodał.