Deklaracja Grzegorza Napieralskiego to faktycznie pierwszy ruch w kampanii prezydenckiej. Trudno się dziwić, że ruszyła ona niezwłocznie po zakończonej żałobie. Pozostał zaledwie tydzień na podjęcie decyzji o wystawieniu kandydatów w wyborach prezydenckich.

Reklama

Szef SLD postawił jeden warunek rozpoczęcia rozmów: rezygnację z kandydowania marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego. Politycy lewicy powołują się na przykłady z historii Polski. W II Rzeczypospolitej dwukrotnie funkcję pełniącego obowiązki prezydenta przejmował marszałek Sejmu Maciej Rataj – raz po zabójstwie Gabriela Narutowicza, a drugi raz po zamachu majowym i rezygnacji prezydenta Stanisława Wojciechowskiego. Ani w pierwszym, ani w drugim przypadku Rataj nie ubiegał się o urząd prezydenta.

Jednak Platforma nie zamierza rezygnować z wystawienia w wyborach Bronisława Komorowskiego. Choć jego partyjni koledzy różnie oceniają to, jak pełni obowiązki prezydenta, nikt jednak nie podnosi kwestii możliwej zmiany kandydata. Tym bardziej, że politycy SLD nie chcą mówić o tym, kogo widzą w roli ponadpartyjnego kandydata. Zamiast nazwisk padają z ich ust jedynie funkcje, jakie miałaby w przeszłości sprawować osoba godna takiego miana. Miałby to być któryś z byłych prezesów Trybunału Konstytucyjnego lub prezes Polskiej Akademii Nauk. Ten drugi warunek spełnia prof. Michał Kleiber, o którym pisaliśmy wczoraj jako możliwym kandydacie PiS. – Chodzi o kogoś, kto mógłby być prezydentem Polaków, a nie PO, PiS, SLD czy PSL, i proszę nie szukać drugiego dna w tej propozycji – ucina na razie wszelkie dyskusje Grzegorz Napieralski.

Ale pozytywna reakcja na propozycję SLD jest mało prawdopodobna. Inne partie układają już swoje wyborcze kalendarze. Pierwsi będą ludowcy. Jutro mają się zebrać na konwencji w Warszawie i wskazać kandydata. A ponieważ kampania ma być szybka, wybór padnie prawdopodobnie na najbardziej rozpoznawalnego z nich, czyli Waldemara Pawlaka.

Reklama

Także PiS na sobotę wyznaczyło posiedzenie Rady Politycznej. Prawdopodobnie wtedy usłyszymy nazwisko kandydata tej partii. Naturalnym wymienianym przez polityków tej partii następcą Lecha Kaczyńskiego jest jego brat, Jarosław. Ale padają też inne nazwiska: Zbigniewa Romaszewskiego i Kleibera.

Pomysł Napieralskiego ma niewielkie szanse powodzenia także z innego powodu. Ustawa o wyborze prezydenta nie pozwala na sytuację, w której w wyborach startuje tylko jeden kandydat. W takim przypadku na wniosek Państwowej Komisji Wyborczej marszałek Sejmu ma obowiązek zarządzić wybory kolejny raz. Lewica uważa jednak, że można rozmawiać i poszukać rozwiązania tego problemu.

Szanse na przyjęcie ma natomiast pomysł, by w wyborach uzupełniających do Senatu zostali wybrani kandydaci tych partii, których senatorowie zginęli pod Smoleńskiem. PiS zgłosiłby więc kandydatów w Płocku i na Podkarpaciu, a Platforma na Śląsku.