"Przed nami ważne lata, decydujące, czy będzie to Polska równych szans, czy będzie to wygodny i dobrze zarządzany kraj w Europie" - mówiła wczoraj szefowa sztabu wyborczego Jarosława Kaczyńskiego Joanna Kluzik-Rostkowska. W praktyce oznacza to pojedynek o przekonanie elektoratu, które ugrupowanie lepiej wykorzystuje rozwojowe szanse i oferuje je większej liczbie obywateli. Partie będą tu zapewne wskazywać konkretne przykłady.

Reklama

Może to być spór między koncepcjami dalszego rozwoju Polski Michała Boniego i Grażyny Gęsickiej. Boni chce, by o rozwoju Polski decydowały lokomtywy rozwojowe, czyli centra cywilizacyjne skupione wokół większych miast na całym trenie kraju - co opisał w raporcie "Polska 2030". Wspieranie ich rozwoju miałoby zapobiegać cywilizacyjnemu zróżnicowaniu Polski. Programowo PiS jest przeciwne tej koncepcji - Grażyna Gęsicka proponowała w zamian zrównoważony rozwój wszystkich obszarów.

Do zagospodarowania są przedsiębiorcy. Oba ugrupowania pięć lat temu w poprzedniej kampanii obiecywały im znaczne zmiany. Zmiany nastąpiły, ale są one dalekie od oczekiwań tej grupy społecznej. Biurokratyczne bariery, których likwidację zapowiadały oba ugrupowania, jak były, tak nadal są. Np. słynne jedno okienko co prawda istnieje, ale nadal szybciej można założyć firmę, omijając to rozwiązanie.

"Tegoroczna kampania może odwoływać się właśnie do tego symbolu. Będzie podnoszone, że polska tradycyjna przedsiębiorczość była najlepszą receptą na kryzys w Europie" - mówi Andrzej Sadowski, prezes Centrum im. Adama Smitha.

Reklama

Kolejna oś sporu związana z równością szans może dotyczyć otwarcia dostępu do zawodów prawniczych - ustawę autorstwa PiS zastopował Trybunał Konstytucyjny. PO zaproponowała własne rozwiązania, ale praktyka bardzo się nie zmieniła. Cel - znaczne ułatwienie dostępu do pomocy prawnej - nadal pozostał nieosiągnięty.

czytaj dalej >>>



Reklama

Sprawdzanie rządzenia

Ta kampania będzie miała jeszcze jedną ważną cechę. W przeciwieństwie do sytuacji sprzed pięciu lat do wyścigu wyborczego stają kandydaci ugrupowań, z których każde już rządziło. I każde z nich ze swojego rządzenia będzie chciało uczynić atut i wskazać jednocześnie wady rywali. Tu będzie można ocenić sprawność na przykładach.

PiS już dziś przypomina, że to za czasów rządów Jarosława Kaczyńskiego wzrost gospodarczy był najwyższy, deficyt najniższy, a pozytywne skutki tej polityki odczuwają podatnicy, który właśnie rozliczają niższe stawki PIT.

PO może z kolei chwalić się tym, że mimo największego od kilkudziesięciu lat światowego kryzysu finansowego Polska nie zeszła ze ścieżki wzrostu gospodarczego. Obie stron mogą się jednocześnie przerzucać zarzutami o zaniechania w polityce gospodarczej.

Zdaniem prof. Stanisława Gomułki ciężko będzie w tej sprawie wytyczyć wyraźną linię podziału. "PiS rok temu mówiło o potrzebie ekspansywnej polityki fiskalnej. A gdy się okazało, że deficyt jest duży, zaczęło mówić o potrzebie ograniczenia deficytu. Z kolei PO krytykowała tempo narastania długu w czasach PiS, a gdy doszła do władzy, to tempo się zwiększyło" - mówi prof. Gomułka.

Do tego obu ugrupowaniom, mimo że mają za sobą dwuletnie rządy, nie udało się wprowadzić ustawy o reformie finansów publicznych.

Kampania spokojna i merytoryczna?

Wybór Joanny Kluzik-Rostkowskiej na szefa sztabu ma być sygnałem ze strony PiS, że kampania będzie spokojna. To ona oraz tragicznie zmarłe w Smoleńsku Aleksandra Natalli-Świat i Grażyna Gęsicka nazywane były trzema aniołkami i były bohaterkami kampanii, która w zeszłym roku miała ocieplić wizerunek PiS.

Paradoksalnie, jak przewidują stratedzy PiS, ta kampania może najbardziej przypominać starcie w 1995 r. Lecha Wałęsy z Aleksandrem Kwaśniewskim. Było ono zacięte, Lech Wałęsa nie zaczynał go jako faworyt, a wynik ważył się do ostatniej chwili.

czytaj dalej >>>



Platforma widzi sprawę inaczej. Dla niej wzorcem jest kampania z 2000 r., gdy Aleksander Kwaśniewski prowadził cały czas. To optymistyczny scenariusz, gdyż jak pamiętamy, wówczas Kwaśniewski wygrał z niemal 54 proc. głosów już w pierwszej turze.

Tyle że wówczas stały przeciwko sobie dobrze zorganizowany SLD i konglomerat prawicowych i centroprawicowych ugrupowań i środowisk.

PO versus PiS

Teraz są to dwie masowe partie z bardzo dobrze zorganizowaną strukturą, doświadczeniem w rządzeniu i finansowym zasilaniem z budżetu. Już to daje obu ugrupowaniom przewagę nad kontrkandydatami.

Obie partie szykują się na kampanię billboardową. Tu mają problem, gdyż jest mało czasu, a czerwiec to najgorszy termin do szybkiego rezerwowania powierzchni reklamowych. Dlatego miejsca, które dostaną, będą albo mało atrakcyjne, albo bardzo drogie. Niewykluczone są też spoty, ale na ich realizację nie ma dużo czasu. Do tego krótkie filmiki po ostatnich kampaniach nie kojarzą się najlepiej. Odbierane są jako agresywna forma wyborczej reklamy.

Decyzje zapadną dopiero w tych dniach. Do tego dojdzie wola ogółu społeczeństwa. Politycy obu partii wskazują, że najbardziej ryzykowne byłoby naruszenie społecznych oczekiwań co do spokoju i nieatakowania w ostry sposób przeciwnika. "Z jednej strony PiS będą krępowały ograniczenia wynikające z oczekiwań społecznych. Z drugiej Platformę ograniczy delikatna pozycja Komorowskiego jako marszałka i prezydenta" - mówi politolog dr Jarosław Flis. Dlatego to będzie gra w podchody, wojna manewrowa.