Joanna Kluzik-Rostkowska nie zastanawiała się długo nad propozycją Jarosława Kaczyńskiego, by stanąć na czele jego sztabu wyborczego. – Od razu powiedziałam „tak” – przyznała.

Reklama

Wybór, by posłanka, która do tej pory kojarzyła się głównie z polityką społeczną i prorodzinną, kierowała kampanią prezesa PiS, nie dziwi tych, którzy dobrze znają Kluzik-Rostkowską i Kaczyńskiego. – Prezes miał prawo wyboru takiego szefa sztabu, który będzie dla niego oparciem. Chodzi nie tylko o wymiar polityczny, ale też taki czysto ludzki. Szefem sztabu musi być osoba, do której kandydat ma zaufanie, nie tylko polityczne. A ona jest zaprzyjaźniona z Jarosławem od wielu lat – mówi Elżbieta Jakubiak, posłanka PiS.

Ta wieloletnia znajomość daje Kluzik-Rostkowskiej specjalny status w PiS. Może mówić prezesowi pewne rzeczy prosto w oczy. Nie każdemu Kaczyński na to pozwala. Ale – jak twierdzi jeden z naszych rozmówców – Kaczyński lubi u ludzi taką „inteligentną bezczelność”. Opinię tę podziela Jakubiak: – Joanna jest dość otwarta, mówi wprost, nie owija w bawełnę. Jest osobą, ze zdaniem której Jarosław zawsze się liczył. Nawet wtedy, gdy się z nią nie zgadzał.

Dobrze obrazuje to pewna anegdota. Kiedy Kluzik-Rostkowska – wbrew klubowej dyscyplinie – poparła zmiany w emeryturach pomostowych, Kaczyński wezwał ją na dywanik i dał do zrozumienia, że może powinna odejść z PiS. – Przemyślę to – miała odparować posłanka. I przy kolejnym spotkaniu powiedziała prezesowi, że jeśli jest mu niepotrzebna, to odejdzie. Sprawa rozeszła się po kościach.

Kluzik-Rostkowska ma bezcenną i rzadką u polityków cechę: nie jest kapryśna. Nie zatruwa prezesowi głowy swoimi problemami. Przyjmuje świat takim, jaki jest. I działa dalej. – Szefem sztabu nie może być primabalerina. To musi być ktoś, kto umie zadzwonić o wpół do dwunastej i powiedzieć: Jarek, przepraszam bardzo, wstawaj. Nie może się bać prezesa – dodaje Jakubiak.

– A niby dlaczego miałabym się go bać? – dziwi się Kluzik-Rostkowska. – Znamy się od lat. Lubimy się. My nie musimy się docierać.

Szefową sztabu chwali rzecznik partii Adam Bielan. Według niego jest asertywna i stanowcza. Zaletą jest też to, że nie interesuje jej budowanie swoich frakcji w partii. Co nie oznacza, że nie ma ambicji politycznych. Już teraz spekuluje się, że jeśli Kaczyński wygra wybory, wtedy Kluzik-Rostkowska będzie chciała odgrywać ważną rolę w Pałacu Prezydenckim. Jeśli zaś wybory skończą się porażką prezesa PiS, szefowa jego sztabu może na otarcie łez dostać propozycję startu w wyborach prezydenckich w Warszawie. – Błagam! W ogóle o tym nie myślę – ucina wszelkie pytania na ten temat.

Reklama

czytaj dalej >>>



Jej znajomi twierdzą, że jest świetnie zorganizowana. Ma troje dzieci i musi tak układać czas, by nie zaniedbywać ani domu, ani pracy. – Joanna jest poukładana. Wie, w którym momencie powiedzieć: stop, jadę do domu, muszę zająć się mężem, dziećmi i pójść z psem na spacer – opowiada jej współpracownik Jarosław Krajewski.

Kluzik-Rostkowska swoją rolę szefowej sztabu Kaczyńskiego widzi jako czysto techniczną: zorganizowanie kampanii i doprowadzenie do wyborczego zwycięstwa. – Od szefa sztabu wymaga się przede wszystkim skuteczności – podkreśla. Doskonale wie, że działa dziś w szczególnych warunkach. Po tragedii prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem prezes PiS sprawia wrażenie

człowieka zmęczonego, załamanego. – Myślę, że w takim osobistym sensie to jest to po prostu człowiek w pancerzu bólu. Ale znam go 21 lat i skoro mówi, że da radę, to znaczy, że da – mówiła kilka dni temu w RMF FM.

Na wojnie, w ratuszu i w rządzie

Kaczyński poznał Kluzik-Rostkowską w „Tygodniku Solidarność”, którym kierował w latach 1989 i 1990. Była dziennikarką działu politycznego. Pracowali ze sobą krótko, bo on szybko poszedł do polityki. Został szefem kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy. Ona została w „Tygodniku”. Później pracowała w miesięczniku „Konfrontacje”. A w 1992 r. rozpoczęła pracę w „Expressie Wieczornym”, kierowanym wówczas przez Andrzeja Urbańskiego. Była zastępcą kierownika działu krajowego i reportażu oraz kierownikiem działu reportażu. Jako korespondentka wojenna relacjonowała to, co dzieje się w Czeczenii i Bośni. Gdy w Bośni fotografowała zdjęcia spalonych dzieci, żołnierz chciał jej zabrać aparat fotograficzny. Zamiast go oddać, zaczęła się z nim kłócić. Wyciągnęła kliszę i dzięki temu żołnierz dał jej spokój.

W drugiej połowie lat 90. przeszła do „Wprost”. Później pracowała w „Nowym Państwie”, przez trzy lata była wicenaczelną „Przyjaciółki”. Z dziennikarstwa zrezygnowała, bo uznała, że ten zawód nie ma jej już nic ciekawego do zaoferowania. – Skończyłam 40 lat. Urodziłam trzecie dziecko. I doszłam do wniosku, że czas na zmiany – tłumaczy swoją decyzję.

Kiedy prezydentem Warszawy był Lech Kaczyński, Kluzik-Rostkowska zgłosiła się do niego z propozycją utworzenia portalu Warszawianka.waw.pl. – Postrzegałam ją jako osobę, która bardzo dobrze zna środowiska kobiece i jest specjalistką od spraw społecznych – mówi Jakubiak, wtedy dyrektor Biura Prezydenta Warszawy.

Po katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem Kluzik-Rostkowska opowiadała dziennikarzom, że wchodząc do sekretariatu Lecha Kaczyńskiego, mówiła, że musi na niego „napaść na trzy minuty”. – Mówił do mnie często „Kluzico”, „znowu narozrabiałaś, Kluzico” – opowiadała „Gazecie Wyborczej”. Mówiła, że długo trwało, zanim przeszła z Lechem Kaczyńskim na ty. – Był prezydentem Warszawy, współpracowaliśmy ze sobą, a ja wciąż mówiłam do niego „panie prezydencie”. W końcu nie wytrzymał i pyta, czy możemy sobie mówić po imieniu. I dalej: „Ja ci przecież tyle dawałem znaków, czekałem, aż mi zaproponujesz, w końcu się ośmieliłem”.

Po wyborczym zwycięstwie w 2005 r. Kluzik-Rostkowska nie przenosi się do Pałacu Prezydenckiego wraz z innymi współpracownikami Kaczyńskiego. Startuje z warszawskiej listy PiS do Sejmu, ale mandatu nie zdobywa. Gdy powstaje rząd Kazimierza Marcinkiewicza, zostaje wiceministrem pracy. Przejmuje kompetencje pełnomocnika rządu do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn. I po raz pierwszy dochodzi do politycznej awantury wokół jej osoby. LPR – koalicjant PiS – głośno protestuje. Partii Romana Giertycha nie podobają się liberalne, jak na partie prawicowe, poglądy dotyczące m.in. aborcji i zapłodnienia in vitro. Wrzawę gasi po kilku tygodniach premier, powołując na swojego doradcę do spraw rodziny Hannę Wujkowską, działaczkę ruchów obrony życia. Jeden z ówczesnych liderów LPR Wojciech Wierzejski komentując tę nominację, mówi, że to dobre antidotum na Kluzik-Rostkowską.

– Joaśka ma własne poglądy. Bardzo ściśle określone. Nie ulega modom – ocenia Jakubiak.

czytaj dalej >>>



Jest przeciwniczką zaostrzania ustawy antyaborcyjnej. Gdy LPR domaga się nowelizacji przepisów, Kluzik-Rostkowska w rozmowie z „GW” mówi, że do upadłego będzie broniła obowiązującego prawa. Jest za to ostro krytykowana nie tylko przez Ligę, część posłów PiS, ale też przez media ojca Tadeusza Rydzyka. „Nasz Dziennik” wypomina jej, że jako wiceminister pracy niewiele robi w kierunku pomocy polskim rodzinom. Natomiast wyróżnia się kolejnymi kompromitującymi rząd i ją samą wypowiedziami. Gazeta twierdzi, że „Kluzik-Rostkowska udziela wywiadów, w których głosi poglądy liberalne, a nawet zbliżone do feministycznych”.

Wiceminister pracy tłumaczy wtedy, że sprawa aborcji pokazuje inne problemy, takie jak brak edukacji seksualnej, problemy z dostępem do ginekologa czy do środków antykoncepcyjnych. – Gdyby te problemy były rozwiązane, może nie dochodziłoby do aborcji – przekonuje. Ale jak tłumaczy, jej jako matce trójki dzieci niezwykle trudno byłoby podnieść rękę w głosowaniu nad liberalizacją ustawy antyaborcyjnej. – Nie jestem zwolennikiem aborcji na życzenie, ale też nie opowiadam się za bezwzględnym jej zakazem – tłumaczy.

Kluzik-Rostkowska głośno protestuje, gdy Roman Giertych jako minister edukacji proponuje zakaz propagandy homoseksualizmu w szkołach. Według ówczesnego wicepremiera wiceminister łamie regulamin Rady Ministrów, bo wchodzi w kompetencje jego resortu. – Mam w swojej kompetencji departament ds. kobiet, rodziny i przeciwdziałania dyskryminacji. Jestem odpowiedzialna za to, żeby w Polsce nie szerzyła się dyskryminacja z różnych powodów: płci, wieku, przekonań religijnych. Ale również by nie było dyskryminacji osób na tle orientacji seksualnej – odpowiada mu Kluzik-Rostkowska. I choć Giertych domaga się jej dymisji, Kaczyński utrzymuje nad nią parasol ochronny.

Dziś Giertych nie chce mówić o Kluzik-Rostkowskiej. Jednak na pytanie, czy jej poglądy mogą spowodować, że media ojca Rydzyka odwrócą się od prezesa PiS, bez wahania mówi: – Absolutnie nie. Kaczyński przyspawał do siebie te środowiska radiomaryjne.

Jako wiceminister pracy Kluzik-Rostkowska angażuje się w nowelizację prawa, która ma ułatwić kobietom powrót do pracy po urodzeniu dzieci. Chodzi m.in. o wydłużenie urlopu macierzyńskiego i wprowadzenie tzw. urlopu tacierzyńskiego. Jest zwolenniczką tworzenia ułatwień dla kobiet w łączeniu macierzyństwa z karierą zawodową m.in. poprzez wprowadzenie elastycznego czasu pracy, dłużej otwartych przedszkoli, ulg w składkach ubezpieczeniowych opłacanych przez młode matki czy ulg podatkowych na dzieci. Chętnie przyłącza się do akcji, które mają doprowadzić do likwidacji dyskryminacji kobiet i mężczyzn.

czytaj dalej >>>



W Sejmie – wśród najlepszych

Z resortem pracy rozstaje się w lipcu 2007 r. Nieoficjalnie przyczyną jest konflikt z minister Anną Kalatą z Samoobrony. Kluzik-Rostkowska temu zaprzecza. Twierdzi, że przechodzi do Ministerstwa Rozwoju Regionalnego kierowanego przez Grażynę Gęsicką ze względów merytorycznych. Do Ministerstwa Pracy wraca, gdy PiS zrywa koalicję z Samoobroną i LPR. Prezydent Lech Kaczyński powołuje ją wtedy na ministra pracy. – Ma mnóstwo pomysłów. Dokładnie wie, jak ma wyglądać w Polsce polityka społeczna – opowiada jeden z naszych rozmówców.

Większość pomysłów pozostaje jednak w szufladzie. Mniejszościowy rząd Jarosława Kaczyńskiego nie zdoła już ich przegłosować w Sejmie. Do niektórych z tych propozycji wraca dziś Jolanta Fedak.

W 2007 r. Kluzik-Rostkowska startuje w wyborach do Sejmu. PiS wystawia ją na pierwszym miejscu w Łodzi. Dostaje ponad 41 tys. głosów, to zaledwie o 3 tys. mniej niż lokomotywa PO w tym okręgu – Mirosław Drzewiecki. Z tego czasu doskonale pamięta ją Wojciech Olejniczak, wyborcza jedynka SLD w Łodzi. – Jest niezwykle sympatyczna, bardzo otwarta. Mieliśmy ileś debat, zawsze było elegancko.

W Sejmie szybko się odnajduje. Zostaje za to dobrze oceniona przez parlamentarnych sprawozdawców. W rankingu „Polityki” za 2009 rok znajduje się wśród posłów najlepiej ocenianych „za świetne przygotowanie w tak trudnej dziedzinie jak polityka społeczna”. Zostaje też nominowana do tytułu Polka Roku 2009 przyznawanego przez „Wysokie Obcasy” – dodatek „Gazety Wyborczej”. „Jest jedną z nielicznych kobiet w parlamencie, którym chce się pracować. Ma wiedzę i wie, czego chce. Wie też, że nie trzeba używać demagogicznych argumentów, aby dowieść swoich racji” – czytamy w uzasadnieniu.

Znajduje świetny kontakt z posłankami z lewicy. – Śmiałyśmy się często, że tak dobrze się znamy i znamy swoje argumenty, że spokojnie mogłybyśmy się zamienić rolami. I wystąpić jedna zamiast drugiej – mówiła o tragicznie zmarłej w katastrofie pod Smoleńskiem Izabeli Jarudze-Nowackiej. Dziennikarze zapraszali je obie do studia, bo chcieli, by między posłankami doszło do ostrego zwarcia. – Ja przedstawiłam program polityki rodzinnej, a Izie się ten program podobał. I tak mówiłyśmy miło, dobrze, w ogóle nie było między nami napięcia. W końcu ten dziennikarz taki zrozpaczony mówi do Izy: może ma pani jakieś uwagi do tego programu? A ona odpowiedziała: wie pan, może mam, ale nie chcę robić przykrości pani minister Kluzik-Rostkowskiej – wspominała w Tok FM posłanka PiS.

Późną zimą 2009 r. PiS rusza z nową kampanią wizerunkową, w którą angażuje Kluzik-Rostkowską, Aleksandrę Natalli-Świat i Grażynę Gęsicką. Panie szybko zostają okrzyknięte aniołkami Kaczyńskiego. Byłą minister pracy zaskakuje jednak jej własny teść, który oglądając reklamówkę w telewizji, nie rozpoznał swojej synowej. Kluzik-Rostkowska śmieje się z tego w jednym z radiowych wywiadów. Oburza się jednak, gdy w mediach pada sugestia, że występując w tej kampanii, odgrywa jedynie rolę paprotki. – Gdyby w tym spocie wzięło udział trzech mężczyzn, to ktoś by ich zapytał, czy są paprotkami? – pytała.