Politycy PiS mówią, że posunął się pan zbyt daleko w swoich tezach.

Wszystko to, co powiedziałem, płynęło z mojej głowy i serca. Nie układałem wcześniej tego wystąpienia. Za kilka dni będę gościem na warszawskiej konwencji PO i zapowiadam, że będzie jeszcze ostrzej.

Premier stwierdził, że jako minister kłaniał się pan w pas.

Obiecuję bardzo wysoką nagrodę pieniężną temu, kto pokaże zdjęcie, na którym kłaniam się w pas. Kaczyńscy atakują swoich przeciwników, mówiąc o układach i spiskach, zapominając o tym, że to oni byli przy Okrągłym Stole czy w Magdalence. Nie było tam Tuska ani Gowina.

Dlaczego zaangażował się pan w kampanię PO?

Bo mam 85 lat i chcę końcówkę swojego życia spędzić w kraju normalnym i przewidywalnym. Nie chciałbym także, by wstydził się za mnie mój syn. Nie chce mi się już wyjaśniać moim przyjaciołom z zagranicy, co się dzieje w Polsce. Oni naszej polityki nie rozumieją. Nie mam zamiaru patrzeć, jak jedna rodzina niszczy kraj. Zdradzę, że gdy dowiedziałem się o tym, że Bogdan Borusewicz wybrał start do parlamentu z list PO, wysłałem mu list z gratulacjami. Co do premiera, to w swoim życiu podobno był raz za granicą w toalecie we Frankfurcie. Mówię podobno, bo być może był tam dwa razy. Zresztą nawet gdyby był na pięciu wycieczkach z Orbisem czy Gromadą, nie powinien zajmować się sprawami zagranicznymi. Polska staje się ubogim krewnym Unii. I zaryzykuję twierdzenie, że gdyby Polska teraz ubiegała się o członkostwo w UE, to byśmy do niej nie weszli.

Zamierza pan wrócić czynnie do życia politycznego?

W moim wieku to już chyba w wymiarze transcendentalnym, chociaż tam akurat czeka na mnie bardzo doborowe towarzystwo. Gdyby jednak przyszły premier zaproponował mi stanowisko doradcy ds. zagranicznych, to zapewne bym nie odmówił. To by było bardzo szlachetne paść w biegu. Może udałoby się przekonać Europę, że dwa ostatnie lata rządu w Polsce to był tylko incydent?