Marcin Graczyk: Dlaczego nie chce przeprosić pan doktora Garlickiego?
Zbigniew Ziobro*: Zapowiedziałem, że złożę apelację od wyroku, z którym się nie zgadzam.
Dlaczego?
Po pierwsze dlatego, że ja mówiłem prawdę. Po drugie dlatego, że sąd tą prawdą w ogóle nie był zainteresowany, ba nie był nawet zainteresowany przesłuchaniem mnie jako świadka, by spytać, na czym się opierałem, wypowiadając te słowa. Kompletnie to sądu nie interesowało. Moje prawa jako osoby, która chciała bronić swoich racji, zostały przez sąd pominięte. A po drugie ja teraz panu zadam pytanie. Co będzie oznaczało, jeśli pan w swoim tekście napisze, że ktoś kogoś pozbawił życia?
Dla mnie to oznacza, że ktoś kogoś zabił.
A jeżeli opisuje pan kierowcę, który, jadąc z nadmierną prędkością, wjechał w pieszych, to napisze pan, że on ich zabił? Przecież on mógł to zrobić nieumyślnie.
Ludzi te niuanse nie interesują. W powszechnym odczuciu pan oznajmił, że doktor Garlicki "nigdy więcej nikogo nie zabije".
Proszę sprawdzić w słowniku języka polskiego, jaka jest definicja wyrażenia "pozbawienie życia". Znaczy to "przyczynić się do czyjejś śmierci", a to można zrobić zarówno, działając umyślnie, jak i nieumyślnie, na przykład przez błąd lekarski. Właśnie dlatego jako prawnik użyłem dokładnie takiego określenia. Nie powiedziałem "ten pan nigdy nikogo nie zamorduje".
Ale odbiór społeczny był właśnie taki.
Nie zgodzę się z tym. Pierwsze odczucie opinii publicznej po mojej konferencji było takie, że ja nie przesądziłem winy doktora G., tylko poinformowałem o tym, że jest podejrzany o zabójstwo. I to może każdy sprawdzić, choćby sięgając do depesze, które pojawiły się po mojej konferencji prasowej. Nikt wtedy nie mówił, że ja cokolwiek przesądziłem. Dopiero później pojawiło się hasło, że ja przesądziłem. Wyrwano z kontekstu moją wypowiedź. We wszystkich mediach, począwszy od "Gazety Wyborczej", pokazywano wyłącznie wyrwane z kontekstu słowa, a bardzo często w ogóle wsadzano mi w usta to, czego ja nigdy nie powiedziałem.
Pan nie żałuje tamtych słów?
Nie użyłem słów "nie zabije", "nie zamorduje", "umyślnie pozbawi życia" - co było moim świadomym wyborem. Poza tym, że nie użyłem takich słów, to zawsze gdy mówiłem o zabójstwie, podkreślałem, że mamy do czynienia z zarzutem, że istnieje możliwość popełnienia przestępstwa.
Ale czy teraz powtórzyłby pan te same słowa?
Na rozprawie, jeśli sąd dałby mi taką możliwość, wykazałbym, że mówiłem jedynie o zarzutach, słowo "podejrzenie" wymieniłem ponad 20 razy. Wszystko to co mówiłem było prawdą. I pan mnie pyta, czy ja mam się bać mówić prawdę, tak?
Nie. Pytam, czy dziś ta konferencja wyglądałaby tak samo?
Dziś konferencja wyglądałaby inaczej, bo mamy inny etap śledztwa. Wtedy konferencja prasowa wyglądała właśnie tak, bo ustalenia śledztwa były takie, a nie inne.
Czyli na obecnym etapie śledztwa by pan już tak nie powiedział?
Na tym etapie śledztwa, znając materiał dowodowy, podzielam opinie tych wszystkich, którzy, zeznając, stwierdzili, że pan G. przyczynił się do cudzej śmierci, a w związku z tym uważam, że zgodnie ze słownikiem języka polskiego, "przyczynić się do śmierci" znaczy "pozbawić życia".
Zdobędzie pan ponad 140 tysięcy, by zapłacić za spoty z pańskimi przeprosinami?
To jest wprowadzana tylnymi drzwiami kara konfiskaty majątku. Jak ja zostałem prokuratorem generalnym, to całe zabezpieczenie majątku mafii pruszkowskiej wynosiło 600 złotych, a w stosunku do największych bandytów, ludzi skorumpowanych, gwałcicieli, zabójców sądy orzekają grzywny w wysokości kilku tysięcy złotych. Za to, że ja w debacie publicznej, może zdaniem niektórych kontrowersyjnie, wyraziłem pewien pogląd mający zresztą oparcie w materiale dowodowym, jest wobec mnie de facto orzekana konfiskata majątku.
Skąd pan weźmie te pieniądze, jeśli jednak przegra pan w drugiej instancji?
Wierzę w polski wymiar sprawiedliwości i wierzę w to, że tak się nie stanie. Celem polskiego wymiaru sprawiedliwości nie jest stosowanie represji, tylko wyrównanie ewentualnej szkody. W tym wypadku mamy do czynienia z ewidentną represją, która moim zdaniem może się odbić rykoszetem choćby na dziennikarzach. Bo w przyszłości dziennikarz, który w dobrej wierze ujawni jakąś aferę, też może zostać skazany na to, by tego rodzaju koszty ponieść. A one puszczą z torbami każdego. To jest zamykanie ust wszystkim tym, którzy chcą wygłaszać swoje poglądy.
Zbigniew Ziobro - były minister sprawiedliwości, poseł PiS