Waszczykowski był "człowiekiem prezydenta" w resorcie dyplomacji. Bardzo długo jako wiceminister spraw zagranicznych prowadził negocjacje z Amerykanami w sprawie budowy elementów tarczy antyrakietowej w Redzikowie. W niejasnych okolicznościach został zwolniony z tej funkcji tuż przed ustaleniem ostatecznych warunków umowy. Mówiło się, że niedługo obejmie zagraniczną placówkę.
Zamiast nowej roli w dyplomacji, otrzymał jednak wypowiedzenie. Wszystko przez wywiad, który udzielił tygodnikowi "Newsweek". Waszczykowski powiedział w nim, że zarówno Sikorski, jak i Tusk uznali, że ogłoszenie zakończenia negocjacji w tamtym czasie "nie przysporzyłoby benefitu politycznego".
"Stałoby się to za szybko po interwencjach prezydenta w sprawie tarczy i wizycie Anny Fotygi w USA. Powstałoby wrażenie, że to prezydent jest autorem tego sukcesu, a nie rząd" - mówił. I podkreślił, że "w gronie Donald Tusk - Radosław Sikorski - Sławomir Nowak padały opinie, że nie do przyjęcia jest taki projekt, który w opinii publicznej może zostać odebrany jako dzieło prezydenta".
To wystarczyło do dymisji i wywołania zamieszania w Kancelarii Prezydenta. Według DZIENNIKA Waszczykowski zgodził się na uderzający w obraz rządu wywiad dopiero wówczas, gdy dostał na to błogosławieństwo prezydenta. A wraz z nim i obietnicę, że Lech Kaczyński nie zostawi go na lodzie.
Wizja Waszczykowskiego przy prezydencie miała ostatecznie przekonać Annę Fotygę do opuszczenia obozu Kaczyńskiego. Ten jednak postanowił nie umieścić zdymisjonowanego wiceministra nie w kancelarii, której do niedawna szefowała Fotyga, ale w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. To podległy prezydentowi urząd zajmujący się bezpieczeństwem.
Na stanowisku wiceszefa BBN Waszczykowski zastąpi generała Romana Polko. Były szef GROM zrezygnował ze stanowiska po tym, gdy okazało się, że wystąpił w reality show, czy też uczył bankowców jak przewodzić grupie.