Żeby zachować status quo ktoś wyżej wymyśla, żeby sparaliżować radę, tak by nie mogła podejmować decyzji. Jak to zrobić? Jeden z członków musi się podać do dymisji i gotowe. Ale który? Jeden telefon i zaskoczenie. Ten, który ma zrezygnować, nie zgadza się i w ogóle nie życzy sobie, by zwracać się do niego z takimi sprawami, bo jest przecież niezależnym członkiem rady nadzorczej poważnego medium.

Reklama

Drugi mówi, że ma kłopoty osobiste i też nie zrezygnuje. A trzeci, że owszem chętnie, ale w zamian musi dostać inną pracę, bo tak za darmo to nie ma mowy. "I taki mamy właśnie wpływ na media publiczne" - wzdycha mój rozmówca.