Lech Wałęsa odżegnywał się od związków z Declanem Ganley'em. "Ja powtarzam od 25 lat. Mamy inną sytuację - kiedyś były bloki, wrogowie, takie spotkania sugerowały poparcie. Ale teraz budujemy jedną Europę i nie można się siebie nawzajem bać. Trzeba ze sobą rozmawiać. Dlaczego nie przyjmiecie nowej Europy? Macie patent na nową Europę?" - mówił do swoich krytyków Lech Wałęsa w TVN24.

Reklama

>>> Tusk: Wałesa psuje swój wizerunek

Były prezydent nie jest już krytykowany tylko przez swoich politycznych wrogów, ale też przez PO. Dziś swojemu niezadowolenie dał wyraz nawet premier. "Wolałbym, aby prezydent Lech Wałęsa był oceniany i w Polsce, i za granicą jako postać niekontrowersyjna, tylko aby przy naszej pomocy skutecznie budował swój autorytet nie tylko w Polsce, ale we wszystkich krajach UE. Domyślacie się wszyscy państwo, jaką mam ocenę tej aktywności" –powiedział Donald Tusk.

Wałęsa wyjątkowo nerwowo zareagował na pytanie, czy dał się kupić Libertas? "Bo rzucę mikrofon, nikt mnie nie kupił. Nie jestem PO, nie jest pani, jestem mojej żony Danuty" - powiedział do prowadzącej. Zapewnił, że na razie nie zapisze się do Libertas. "Dziś nie, a co będzie jutro... Tuska popierałem i będę popierał, dopóki w Polsce nie pojawi się coś lepszego" - stwierdził. I nie wykluczył, że Ganley z euroscpetyka może stać się prawdziwie proeuropejskim politykiem.

>>> Libertas idzie na noże z marszałkiem Sejmu

"Szukamy rozwiązań na dzisiejszą epokę. Czy Ganley je ma? A PO je ma? Nikt ich nie ma. Dlatego jestem za przyjęciem traktatu lizbońskiego jak najszybciej" - tłumaczył swoje polityczne działania Lech Wałęsa, choć zaznaczył, że nie jest zadowolony z jego obecnego kształtu. Ale to właśnie poparcie dla traktatu lizbońskiego ma go różnić od Declana Ganley'a, który otwarcie sprzeciwia się jego ratyfikacji. Ale chwilę później nieoczekiwanie polski prezydent stwierdził, że traktat jest niedobry.

A na koniec dodał, że nie wyklucza pojawienia się na warszawskiej konwencji Libertas, ale "w takiej konwencji, że ja was nie popieram".