Wałęsa ostro komentował nasze informacje o tym, jak spędzi popołudnie i wieczór 4 czerwca. Że spotka się z Ganleyem w Gdańsku i wspólnie polecą do Paryża na konwencję Libertas. Mówił, że to kłamstwo. Ale zaraz zaznaczał, że "przynajmniej na dzisiaj, bo za godzinę to się może zmienić".

Reklama

Nasz rozmówca związany z Libertas przyznaje, że do dopięcia tej umowy potrzeba już tylko ostatecznej zgody Wałęsy. "Ale to formalność. Tak samo było w przypadku Rzymu i Madrytu, tak samo będzie i teraz" - przekonuje polityk partii Ganleya. "Tak" Wałęsy poprzedzają negocjacje ludzi z najbliższego otoczenia Ganleya z Piotrem Gulczyńskim. O tym, jak wielką rolę odgrywa u boku byłego prezydenta, napisał "Newsweek". Ale kontrakt Wałęsy z Libertas jest szczególny.

>>> Wałęsa uczci zabitych stoczniowców z Ganleyem?

Gulczyński czuje, że pojawienie się Ganleya to wielka szansa na podreperowanie stanu konta. Pieniądze irlandzkiego biznesmena są dziś Wałęsie niezbędne. A i Wałęsa jest niezbędny Ganleyowi. Cała kampania Libertas w Europie oparta jest na obecności legendarnego założyciela "Solidarności" u boku irlandzkiego biznesmena. "Gulczyński to wie i chce z tego wyciągnąć maksymalnie ile się da" - mówi osoba związana z Instytutem Lecha Wałęsy.

Ale czy rzeczywiście chodzi tylko o pieniądze? "To uproszczenie, że on jeździ do Libertas tylko dla kasy. Ale gdyby nie forsa, na pewno by nie jeździł" - mówi polityk Platformy, który przyznaje się do kontaktów z Wałęsą. Jego zdaniem były prezydent zrobi w najbliższych tygodniach wszystko, by odżegnać się od oskarżeń o to, że się sprzedał Ganleyowi. "Ale bojkotować go nie będzie i gdybym się miał zakładać, to 4 czerwca Wałęsa pojawi się wszędzie tam, gdzie Irlandczyk sobie wymarzy" – mówi nasz rozmówca. Nie wyklucza jednak, że jeszcze przed 7 czerwca publicznie wygłosi apel o poparcie PO.

>>> Jarosław Wałęsa: Oby ojciec nie przegiął

Osoba związana z Instytutem Lecha Wałęsy mówi, że były prezydent coraz częściej ma wątpliwości, czy współpraca z Libertas wychodzi mu na dobre. Opowiada, że wtedy jednak Gulczyński rozmawia z nim i uspokaja, że to czysta gra. Ale Wałęsa obawia się czegoś jeszcze. Że Ganley i Libertas zaczynają go powoli traktować tak, jak ostatnio premier Tusk z PO. "Czyli instrumentalnie" - wyjaśnia polityk bliski Lechowi Wałęsie. Jego zdaniem właśnie stąd biorą się liczne wypowiedzi Gulczyńskiego, że były prezydent niezmiennie popiera Platformę. W tym samym czasie jednak Wałęsa jest znacznie mniej łagodny dla partii, w której jest jego syn Jarosław. Rano oskarżył Tuska o kłamstwo. Premier utrzymuje, że prezydent nie mówił mu o swoich planach wyjazdu do Rzymu na kongres Libertas. "Nie słuchał mnie uważnie. Ma u mnie krechę" - powiedział Wałęsa w TVN 24.

W opinii polityka bliskiego Lechowi Wałęsie, były prezydent stąpa po cienkim lodzie. "Z jednej strony stara się zarobić na Ganleyu, z drugiej nie stracić poparcia u Tuska" - twierdzi nasz rozmówca. Według niego to gra, która może się dla Wałęsy skończyć powrotem na aut polskiej polityki. "A przecież wrócił z niego z wielkim trudem, praktycznie przypadkowo. Wówczas zostanie mu tylko to, co wypłacił Ganley" – przestrzega byłego prezydenta polityk Platformy z Pomorza.