"Jeszcze w piątek na placu boju pozostawali dwaj kandydaci: Szczygło i Stasiak. Wydawało się, że ten pierwszy ma większe szanse" - mówi nam osoba z otoczenia Pałacu Prezydenckiego. Dlaczego więc prezydent postawił na Stasiaka? "To bardzo dobry urzędnik i da sobie radę na tak odpowiedzialnym stanowisku. Ja już tę funkcję pełniłem" - mówi nam Szczygło.

Reklama

>>>Stasiak wraca do łask prezydenta

Jeden z naszych informatorów z Kancelarii Prezydenta wskazuje, że nominacja dla Stasiaka to sukces minister Małgorzaty Bochenek. "Zresztą trudno było jej ukryć radość w czasie uroczystości wręczenia nominacji" - podkreśla nasz rozmówca.

Dlaczego to Bochenek miała walczyć o nominację dla Stasiaka? "Z Kownackim nie żyła zbyt dobrze, a Stasiak nie zagraża jej pozycji, jaką zajmuje przy prezydencie" - twierdzi nasz informator.

Jednak bliski współpracownik prezydenta uważa, że to chybiona teza. "Szczygło byłby świetny, ale wtedy pojawiłoby się pytanie, kto za niego na szefa BBN. Powrót Stasiaka? Prezydent nie lubi przestawiać zbyt wielu klocków jednocześnie" - twierdzi nasz rozmówca. Jego zdaniem Lech Kaczyński podjął decyzję podczas weekendu w Juracie. "Poprosił Stasiaka o rozmowę zaraz po powrocie. I na pewno nie musiał używać swojego ostatecznego argumentu, że <to dla Polski>, bo Władek nie odmówiłby prezydentowi" - opowiada nasz rozmówca.

Reklama

>>>Kownacki zwolniony. Zastąpi go Stasiak

Dlaczego Kownacki stracił stanowisko? "Na pewno poleciał za wywiad. Nie było innego powodu, bo prezydent się z Kownackim przyjaźni" - mówi współpracownik prezydenta. A Szczygło dodaje, że decydująca była część wywiadu dotycząca prezydenta.

Reklama



W wywiadzie opublikowanym w DZIENNIKU dziesięć dni temu Kownacki powiedział, że ma do prezydenta pretensje, bo ten jest "zbyt szczery i prostolinijny". Zarzucił też Lechowi Kaczyńskiemu, że wprowadza zbyt duży rozgardiasz i wywołuje chaos ciągłymi zmianami planów.

"Okoliczności, w których musiałem podjąć tę decyzję, są znane i nie ukrywam, że dla mnie osobiście bardzo przykre" - mówił prezydent, argumentując wczoraj, dlaczego odwołuje Kownackiego.

Potem rozpływał się już w zachwytach nad Stasiakiem. Przypomniał, że współpracuje z nim od kilkunastu lat. Wymienił miejsca i instytucje, w których razem pracowali, począwszy od Najwyższej Izby Kontroli, przez Urząd m.st. Warszawy po Kancelarię Prezydenta. Po drodze, przez dwa lata, Stasiak pracował w MSWiA, którym nawet przez kilka tygodni kierował. Potem został szefem BBN, a po awansie Kownackiego - jego zastępcą w kancelarii.

Prezydent opowiadał też o roli Stasiaka w likwidacji "ośrodka zła", jak nazwał warszawski klub Labirynt. "Mówiono nam, że bez kałasznikowów tam się nie da wejść. Nie mieliśmy kałasznikowów, a weszliśmy tam i klub został zlikwidowany. Kierował tym Władysław Stasiak" - mówił prezydent.

Nawiązując do tych słów, bliski współpracownik prezydenta mówi: "Ani kałasznikowem, ani pistoletem Stasiak nie jest, ale żadnego głupiego wywiadu o prezydencie na pewno nie udzieli".