Tym razem wpis na blogu polityka zaczyna się trochę drętwo. Ale warto przebrnąć przez początek, żeby zrozumieć intelektualny ból, jaki przeżył Janusz Palikot podczas mazurskiej eskapady.
"W poniedziałek i wtorek pływałem jachtem po Wielkich Jeziorach na Mazurach. To było bardzo nietypowe seminarium na temat Dostojewskiego z udziałem profesora Cezarego Wodzińskiego i Janusza Opryńskiego. Wodziński przetłumaczył na nowo dialogi z <Braci Karamazow> i porównywaliśmy wersje jego z tłumaczeniami Wata i Pomorskiego. Przy okazji - dyskutując o zasadniczych wątkach filozofii Fiodora Dostojewskiego. Na wieczór zajechaliśmy do Wierzby, do ośrodka PAN przy zbiegu trzech jezior: Bełdańskiego, Mikołajskiego i Śniardw" - pisze Palikot.
>>>Palikot: Kaczyński jak "popierdujący borsuk"
Niestety, podczas noclegu w ośrodku Polskiej Akademii Nauk kultura wysoka spotkała się z kulturą ulicy. Palikot opisuje to spotkanie tak (przekleństwa wykropkowaliśmy, ale poseł na swoim blogu przytacza je w pełnej wersji):
"Zamierzaliśmy spać na jachcie. Ja położyłem się na zewnątrz z zamiarem zaprzyjaźnienia się z gwiazdami. Obok stały inne jachty. Całkiem po sąsiedzku - łódka z młodymi ludźmi. Od dwudziestej trzeciej do czwartej w nocy młodzi prowadzili dialogi z użyciem tylko jednego słowa: j...bać. A zatem: naj...ać się , zaj...ać się, zj...ać się na amen, je...ne piwo, zaj...ście. Moje ulubione zdanie z całego wieczoru: zaj...ście je...ne to piwo."
Palikot kończy tak: "Po usłyszeniu pięknego słowa „j...bać” około 5 tysięcy razy, nad ranem wreszcie zasnąłem. Je...ne słońce zbudziło mnie o szóstej. I potem zaje..liśmy śniadanie i zaje...ście popłynęliśmy dalej w ten je..ny mazurski krajobraz."
>>>Przeczytaj tekst Janusza Palikota "w oryginale" na jego blogu