Były prezydent przekonuje, że dokument SB świadczący o inwigilacji jego i jego rodziny poznał w trakcie procesu lustracyjnego w 2000 roku. "Jest on pomieszaniem informacji prawdziwych i fałszywych" - ocenia Kwaśniewski b. prezydent. "Wyraziłem wówczas moje zdumienie i oburzenie wobec faktu inwigilowania w maju 1989 roku mnie, ministra rządu PRL, i zamieszczenia w dokumentach nieprawdziwych informacji" - przekonuje w swoim oświadczeniu.

Reklama

>>> SB zbierała haki na Kwaśniewskiego

I powołuje się na osobistą korespondencję z Czesławem Kiszczakiem szefem MSW w czasach PRL. "Jeszcze w 2000 roku wkrótce po procesie lustracyjnym otrzymałem osobisty list gen. Czesława Kiszczaka, w którym stwierdzał, iż nie miał związku, ani wiedzy o tego typu działaniach" - dodaje Kwaśniewski.

Dziś napisliśmy, że tuż przed pierwszymi wolnymi wyborami w 1989 roku SB rozpracowywała Aleksandra Kwaśniewskiego. Sprawdzała jego pochodzenie etniczne, życiorys ojca, dociekała, ile zarabia Jolanta Kwaśniewska w polonijnej firmie.

>>> SB o Kwaśniewskim: Marksista i magister

Z dokumentów wynika, że SB najbardziej, wręcz obsesyjnie, interesowała się pochodzeniem Kwaśniewskiego. Esbecy starannie prześledzili życiorys ojca młodego działacza PZPR. Odnotowali, że Zdzisław Kwaśniewski na przełomie lat 50. i 60. utrzymywał bliskie kontakty z "kręgiem osób narodowości żydowskiej", a nawet podczas spotkań brydżowych "w zaufanym gronie” miał przyznawać się do żydowskiego pochodzenia.