Stefan Konstanty Myszkiewicz-Niesiołowski - to pełne nazwisko polityka Platformy, który denerwował się, że IPN nie umieścił go na liście represjonowanych w czasach PRL - podobnie jak nie ma tam Lecha Wałęsy i Tadeusza Mazowieckiego.
>>>Przeczytaj, jak Mazowiecki oskarża IPN
Niesiołowski bardzo ostro wypowiadał się na temat doboru nazwisk w dokumencie IPN i nazwał go listą hańby. Teraz jest obiektem żartów posłów PiS, którzy drwią, że zapomniał własnego nazwiska.
"Mógł dokładniej sprawdzić, zamiast wyskakiwać z takimi komentarzami" - śmieją się politycy PiS. Z wicemarszałka kpią jednak anonimowo.
"Ja nie chcę dopatrywać się złej woli IPN, ale całe życie występuję pod nazwiskiem Niesiołowski. Myszkiewicz to moje nazwisko rodowe, którego używałem wyłącznie w czasach szkoły podstawowej" - tłumaczy teraz dziennikowi.pl sam Niesiołowski.
I dodaje, że nikt - nawet on sam - nie szukałby go na liście pod nazwiskiem Myszkiewicz. "Niewiele osób wie, że mam dwa nazwiska" - argumentuje. Poseł twierdzi też, że do tego, by IPN umieścił kogoś na liście pokrzywdzonych, potrzebna jest jego zgoda. "Myszkiewicza nikt nie pytał, Niesiołowskiego też" - kpi.
"Gdyby spytali się mnie teraz, to po tym, co prezes IPN Janusz Kurtyka wyprawia z Lechem Wałęsą, mocno bym się nad zgodą zastanowił" - dodaje Niesiołowski.