Znów biją pioruny w burzy, jaka rozszalała się wokół szyderczego tekstu w niemieckiej lewicowej gazecie "Tageszeitung". Tym razem atmosferę podgrzał Przemysław Gosiewski, bliski współpracownik braci Kaczyńskich, którego Jarosław właśnie wziął do rządu. To właśnie Gosiewski złożył w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez niemiecki dziennik.
Jeśli podejrzenia Gosiewskiego okażą się prawdziwe, autorowi artykułu będą groziły nawet dwa lata odsiadki. Wsadzenie go jednak do więzienia jest niemożliwe, bo dziennikarz mieszka w Niemczech i podlega tamtejszemu prawu. A tam za takie artykuły nie można zostać ukaranym.
Dla prokuratury to, czy uda się wysłać Niemca za kratki, czy nie, nie ma jednak znaczenia. Bo jeśli jest doniesienie, śledztwo musi być wszczęte. - W tej chwili trwa analiza prawna przesłanego do nas materiału - mówi prokurator Jacek Mularzuk w rozmowie z "Życiem Warszawy". Jeszcze dziś lub w poniedziałek sprawa zostanie przekazana do prowadzenia warszawskiej prokuraturze okręgowej.
Był kontrowersyjny artykuł w niemieckiej "Tageszeitung". Jest i polskie śledztwo. Warszawska prokuratura zbada, czy nazwanie prezydenta Lecha Kaczyńskiego "polskim kartoflem" było znieważeniem głowy polskiego państwa.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama