"Uznałem, że za dużo ubeków kręci się nie tylko w polskiej piłce, ale w ogóle w sporcie. (...) To przecież jedna z ważniejszych dziedzin życia publicznego. Warto wiedzieć, kto wychowuje młodych sportowców" - przekonuje w rozmowie z DZIENNIKIEM Kosecki. Zdradza, że rozmawiał już na ten temat z szefem Centralnego Biura Antykorupcyjnego - ma on przyjrzeć się temu, co dzieje się w sporcie. Agentami w PZPN zajmie się też Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Roboty będzie niemało. A i ciśnienie ze strony tych, którym na sercu leży dobro polskiej piłki będzie duże. Bo wielkie było ich zdziwienie, gdy wczoraj w relacjach z procesu lustracyjnego byłej minister finansów zobaczyli majora Rapę. Dobrze pamiętają go ligowi sędziowie. "Mówił, że był milicjantem i ścigał złodziei samochodów, ale nigdy nie wspominał, że był esbekiem" - dziwi się jeden ze znanych arbitrów. Miał z Rapą do czynienia, bo ten przez lata był obserwatorem sędziowskim. Na procesie Gilowskiej okazało się, że Rapa w kontrwywiadzie SB pracował od 1970 roku. Wsławił się m.in. akcją rozpracowania tajnego nadajnika Solidarności w Lublinie pod koniec lat 80.
To jednak nie pierwszy esbek w PZPN, którego nazwisko zostało ujawnione. Rok temu okazało się, że przyjaciel Listkiewicza i szef Wydziału Sędziowskiego Janusz Hańderek w stanie wojennym był dziennikarzem piszącym propagandowe teksty na zlecenie SB. Jeszcze bardziej prominentnym esbekiem był porucznik Andrzej Placzyński (pseudonim Kafarski) - szef firmy UFA, zajmującej się sprzedażą praw do transmisji telewizyjnych. Od Listkiewicza dostawał prowizje liczone w milionach dolarów. Przez prasę nazwany "szarą eminencją piłki nożnej" pracował w departamencie zagranicznym SB; rezydował w Wiedniu. Przekazywał informacje od TW Hejnała, czyli od ks. Konrada Hejmo...
Skąd taki wysyp esbeków w polskiej piłce? "Wiadomo, w PRL było tak, że kto nie nadawał się do polityki, to szedł pracować gdzie indziej, często do sportu" - mówi Kosecki.