"Moje oświadczenie lustracyjne było prawdziwe" - oświadczyła Zyta Gilowska na koniec procesu. "Informacje zawarte w meldunkach TW <Beata> nie pochodzą ode mnie" - dodała.

Dziś pierwszy raz Zyta Gilowska uśmiechnęła się w sądzie. Tym, dlaczego Wieczorek zarejestrował ją jako tajnego wsp&oacute;łpracownika, powinni się zająć psychiatrzy - tak z ironią opisywała tłumaczenia byłego oficera SB Witolda Wieczorka, kt&oacute;ry twierdzi, że fikcyjnie wpisał Gilowską jako TW "Beata".

Wcześniej mowy końcowe wygłosili oskarżyciel i obrońca.

Jerzy Rodzik, zastępca rzecznika interesu publicznego, uznał, że dokumenty byłej SB jednoznacznie stwierdzają, że Zyta Gilowska wsp&oacute;łpracowała z bezpieką. I uważa, że nie można wierzyć esbekom, kt&oacute;rzy byli szkoleni, by - bez względu na okoliczności - chronić swoje źr&oacute;dła informacji.

Piotr Kuszyński, obrońca Gilowskiej, starał się obalić tezę Rodzika. "Nie można bezwzględnie wierzyć w materiały archiwalne SB. Jest tam wiele radosnej tw&oacute;rczości" - podkreślił adwokat. Jego zdaniem, esbecy zeznający przed sądem m&oacute;wili prawdę, zaprzeczając agenturalnej przeszłości byłej wicepremier.

Gilowska musiała odejść z rządu Kazimierza Marcinkiewicza, po tym jak Rzecznik Interesu Publicznego skierował do sądu wniosek o jej lustrację.