Na szczęście karty do głosowania nie są jeszcze wydrukowane i nazwisko posła - podejrzanego o gwałt na dziewczynce - się na nich nie pojawi. Partia jednak nie uniknęła skandalu. Afera wyszła na jaw, gdy dwa tygodnie temu policja zakuła w kajdanki Andrzeja C. "Ubolewamy nad tym, co się stało. Niestety, według prawa wyborczego, nie mogliśmy go zmusić do rezygnacji z wyborów. Musieliśmy czekać, aż sam to zrobi" - wyjaśnia dziennikowi.pl Jakub Rutnicki z PO w Wielkopolsce.

Andrzej C. wykazał się wyjątkową perfidią i okrucieństwem. Pod koniec ubiegłego roku członkowie jego rodziny powierzyli jego opiece swą nastoletnią córkę. Dziewczyna zamieszkała z nim i jego rodziną. Wtedy zaczął się jej koszmar.

"Krewny miał gwałcić ją bezlitośnie wiele razy w ciągu kilku miesięcy. Gdy dziewczynka wyznała wszystko matce, polityk Platformy, żeby zamknąć im usta - groził bronią" - wyjaśnia dziennikowi.pl rzecznik poznańskiej prokuratury okręgowej Mirosław Adamski. Następnie, jak gdyby nigdy nic się nie stało, Andrzej C. bezczelnie wystartował z listy Platformy Obywatelskiej na radnego Poznania.

Na szczęście rodzice dziewczynki nie dali się zastraszyć. Zaalarmowali policję. Politykowi za gwałt grozi 10 lat za kratami.