Samorządowcy dwoją się i troją, by złapać wyborców na przysłowiowy haczyk. I nic dziwnego. Wygrana w wyborach to czysty zysk, który wielu lokalnych polityków traktuje jako dodatkową pensję. Wiele zależy jednak od wysokości diety. Zależność jest widoczna gołym okiem. Im wyższe pensje samorządowców, tym więcej chętnych stara się o mandat radnego.

Reklama

Najwyższe diety (trochę ponad 2,5 tys. złotych) dostają samorządowcy z Krakowa. Tam też o jeden mandat ubiega się 16 osób. Podobnie jest w Łodzi, gdzie o jedno miejsce w radzie walczy 24 kandydatów. Także tam samorządowcy zarabiają miesięcznie około 2,5 tys. zł. Oprócz diet dochodzą dodatkowe bonusy: laptopy, telefony komórkowe, bezpłatne obiady i przejazdy komunikacją.

Radni z Warszawy zarabiają podobnie jak samorządowcy z Krakowa czy Łodzi, ale uważają, że powinni dostawać więcej. Zwłaszcza, że nie dalej jak dwa lata temu zarabiali prawie dwa razy tyle. W tegorocznej kampanii o jeden mandat radnego w stolicy ubiega się 9 kandydatów - pisze dzisiejsza "Rzeczpospolita".