Zyta Gilowska ramię w ramię z Kazimierzem Marcinkiewiczem w rządzie? W to nikt nie wierzy. Tym bardziej że sama szefowa resortu finansów wiele razy wątpiła w taką możliwość. A sprawa staje się coraz bardziej gorąca, bo były premier szanse na powrót do rządu ma ogromne.

Po tym, jak Jan Sulmicki zrezygnował wczoraj z kandydowania na prezesa NBP, Gilowska dostała wielką szansę. Może z rządowego fotela przesiąść się na równie wygodny, bankowy. Sama zainteresowana na razie wszystkiemu zaprzecza. "Dobrze mi tam, gdzie jestem" - mówi Gilowska zajęta ustawą budżetową, do której 200 poprawek głosowanych jest właśnie w Sejmie. Ale posłowie - tak koalicji, jak opozycji - są przekonani, że to realny scenariusz.

To jednak niejedyna rzecz, o jakiej plotkuje się dziś na Wiejskiej. Druga to powód, z jakiego Sulmicki po zaledwie dwóch dobach przestał chcieć szefować najważniejszemu polskiemu bankowi. Tym bardziej że na to stanowisko rekomendował go sam prezydent Lech Kaczyński.



Oficjalna, choć bliżej nieokreślona przyczyna to sprawy rodzinne. W takie tłumaczenie wątpi Platforma Obywatelska. Poseł Grzegorz Schetyna uważa, że może mieć to związek w powrotem Marcinkiewicza (prawdopodobnie jako wicepremiera i ministra gospodarki) do rządu, bo między prezydentem a rządem jest, jego zdaniem, konflikt.

Kto ma rację? Przekonamy się już wkrótce. Kiedy były premier dostanie tekę ministra, w rządzie może być naprawdę gorąco. A prezes NBP musi zostać wybrany do 10 stycznia, bo tego dnia przestaje nim być Leszek Balcerowicz.