"Za wszystko, co dzieje się w klubie w pierwszej kolejności, odpowiada przewodniczący" - tłumaczy Bogdan Zdrojewski. Ale z jego wyjaśnień wynika, że tak naprawdę winą za głosowanie, które przysporzyło Platformie kłopotów, obarcza Sejm.

Początkowo posłowie w jednym głosowaniu mieli zdecydować i o odebraniu Ostrowskiej immunitetu, i o jej aresztowaniu - a temu PO się sprzeciwia. Dopiero wieczorem - w przeddzień głosowania - ustalono, że każda z tych kwestii będzie głosowana oddzielnie. Ale posłom Platformy nikt nie powiedział, jak głosować. Połowa z nich zagłosowała przeciw odebraniu immunitetu.

Po tym posiedzeniu PiS zarzuciło Platformie, że razem z SLD chroni Ostrowską za immunitetem, chociaż głośno deklaruje, że chce jego zniesienia. Sekretarz generalny PO Grzegorz Schetyna tłumaczył, że głosowanie było "efektem błędu" popełnionego na poziomie prezydium klubu. Zirytowany pomyłką był Donald Tusk.

Platforma chce teraz zatrzeć złe wrażenie i zapowiada, że jeszcze podczas trwającego posiedzenia Sejmu złoży projekt zniesienia immunitetu parlamentarnego. Proponuje usunięcie z konstytucji art. 105 mówiącego o immunitecie, z wyjątkiem przepisu, że poseł nie może być zatrzymany lub aresztowany bez zgody Sejmu. Swój projekt dotyczący ograniczenia immunitetu zamierza też złożyć PiS.

PO zapowiedziała już wcześniej, że jeśli będzie ponowny wniosek o uchylenie immunitetu Ostrowskiej, to zagłosuje za tym, choć nie zgodzi się na jej aresztowanie.