"Pamiętam o Tobie. Rozmawiałem z Prezesem. Będzie ok. W najgorszym wypadku Pani Poseł. Choć prezes wolałby jakiś dobry teatr dla Ciebie. Buziaki. Jesteś dzielna. Nie zostawimy Cię" - takiego SMS-a Anna Cugier-Kotka otrzymała w maju ubiegłego roku od prominentnego polityka PiS, Jacka Kurskiego. Do tej "komórkowej" korespondencji dotarł "Super Express".
Na pomysł zatrudnienia aktorki znanej do tej pory ze spotu PO wpadł obecny europoseł PiS. To dzięki niemu Cugier-Kotka zmieniła w spotach i na plakatach barwy wyborcze.
"Podpisałam umowę z PiS. Wszystko było wyreżyserowane. Począwszy od tego, jak mam się ubrać, aż po to, gdzie się pojawiam i co mówię. Musiałam grać panią Anię, a ciemny lud miał to kupić" - mówi Cugier-Kotka.
Twierdzi ona,, że jej wywiady dla mediów były redagowane przez polityków PiS. Po politycznych występach Cugier-Kotka straciła pracę. Wówczas jednak miała usłyszeć od polityków PiS, że nie zostawią jej w biedzie. Pracę osobiście mieli jej obiecywać Jacek Kurski i prezes PiS Jarosław Kaczyński.
"We wrześniu spotkałam się z prezesem w siedzibie partii przy ul. Nowogrodzkiej. " - miał powiedzieć prezes PiS.
Według "Super Expressu" Jarosław Kaczyński miał zaproponować aktorce prowadzenie odpłatnych szkoleń medialnych dla posłów PiS. Na przeczekanie.
Jacek Kurski przesłał do gazety specjalne oświadczenie.
"Pragnąłem panią Annę wesprzeć w różny sposób, m.in. poprzez zapewnienie pomocy prawnika czy poszukiwanie nowej pracy bądź zlecenia. Świadczy o tym przytoczony SMS z 31 maja 2009. Niestety, kolejne zdarzenia z udziałem pani Anny, jak sprzeczności z rzekomym pobiciem aktorki (czerwiec) i incydent alkoholowy w sądzie zakończony zarzutami o pobicie strażnika (lipiec), dramatycznie utrudniły mi skuteczną pomoc tej osobie" - napisał Kurski.
Europoseł PiS pisze też, iż jest mu przykro, że został w ten sposób zaatakowany, bo "był chyba najbardziej życzliwy ze wszystkich osób, jakie spotkała w swej burzliwej przygodzie z kampaniami PO i PiS".