Prezydent Bronisław Komorowski chce wpisania do konstytucji RP sposobu wystąpienia z Unii Europejskiej. O opuszczeniu Wspólnoty decydowaliby Sejm większością 2/3 głosów i Senat lub obywatele w referendum. Taki zapis znalazł się w projekcie nowelizacji ustawy zasadniczej, jaki prezydent w piątek przesłał do Sejmu.
Zgłaszając projekt nowelizacji konstytucji w 100 dni urzędowania, Komorowski chciał udowodnić, że nie zajmuje się wyłącznie krzyżem sprzed pałacu i orderami. W rzeczywistości nowelizacja jest powieleniem projektu, jaki powstał, gdy prezydent był marszałkiem Sejmu. Ale dokument ma zalety. W przeciwieństwie do tych zgłoszonych przez PO i PiS reguluje relacje z UE – o czym dziś konstytucja milczy. Dodatkowo – jako mało kontrowersyjny – ma szansę choć częściowo wejść w życie, bo kilka zapisów może poprzeć PiS, bez którego konstytucji zmienić nie można. Prace nad nim – podobnie jak nad projektami PO i PiS – odbędą się na posiedzeniu Sejmu w końcu listopada.
W myśl projektu Komorowskiego podobną ścieżkę jak akt opuszczenia UE musiałyby przechodzić wszystkie nowe traktaty unijne. W przypadku referendum prezydent proponuje zniesienie 50-proc. progu frekwencji, który dziś zapewnia ważność głosowania.
Rozdział europejski zaczyna artykuł będący rodzajem preambuły. Napisano tam, że Polska jest członkiem UE, która szanuje suwerenność i tożsamość narodową państw członkowskich, a także inne wartości wynikające z naszej konstytucji.
– Jeśli wartości, które są opisane w naszej konstytucji i traktacie lizbońskim, zostałyby zmienione, Polska ma możliwość wyjścia z UE – mówi Krzysztof Łaszkiewicz, prezydencki minister odpowiedzialny za konstytucję.
Taka możliwość została przewidziana w traktacie lizbońskim. Współpracownicy prezydenta nie kryją, że uwypuklenie tego zapisu jest gestem w kierunku PiS.
Sprzeciw partii Kaczyńskiego z pewnością wzbudzi zapis projektu o wprowadzeniu w Polsce euro. Prezydent proponuje rozwiązanie Rady Polityki Pieniężnej i wykreślenie zapisów dających NBP prawo emisji pieniądza i realizowania polityki pieniężnej. Po wejściu do UE funkcje te przejmie Europejski Bank Centralny, którego NBP stanie się częścią. Projekt nie określa daty wprowadzenia unijnej waluty w Polsce.
– Zobowiązaliśmy się wprowadzić euro, wchodząc do UE. Propozycja zmiany jest tego konsekwencją – mówi Krzysztof Łaszkiewicz.
Ale takiego zapisu PiS nie chce, bo oznaczałoby oddanie w ręce rządu decyzji o dacie wprowadzenia euro.
– Akurat ten przepis prezydent już może wyrzucić do kosza, bo pozwalałby Donaldowi Tuskowi podjąć decyzję o wprowadzeniu euro, jeśli będzie miał taki kaprys – mówi Karol Karski z PiS.
Jednak w kwestii całego rozdziału europejskiego PiS jest otwarte na dyskusję i nie wyklucza poparcia poszczególnych rozwiązań.
Druga część nowelizacji dotyczy prowadzenia polityki zagranicznej. Projekt nie pozostawia wątpliwości, że to rząd odpowiada za politykę RP w Unii Europejskiej. Prezydent może tu jedynie współdziałać z rządem. Zapis ten ma zapobiec „wojnom o krzesło i samolot”, a faktycznie sankcjonuje orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w tej sprawie.
To rozwiązanie budzi jednak sprzeciw PiS. Mimo tego partia Kaczyńskiego jest otwarta na dyskusję. To daje szansę na to, że komisja konstytucyjna nie będzie tylko elementem kampanii wyborczej, ale przyjmie nowelizację w tej kadencji.
Projekt dobry, ale przegadany
Widzę zarówno wady, jak i zalety tej nowelizacji. Zaletą jest na pewno to, że w ogóle podjęto taka inicjatywę, wprowadza się ład, przygotowuje grunt pod wprowadzenie euro, opisuje sposób wyjścia z UE, a wadą jest, że to tak obszerny projekt. Ja jestem przeciwnikiem przegadania konstytucji, obciąłbym ten projekt o połowę, bo wiele tych rozwiązań może być w ustawach.
Podpowiedź dla eurosceptyków
Prezydent niepotrzebnie się spieszy z określaniem zasad występowania Polski z UE. Bo jak się tworzy takie przepisy, to się trochę podpowiada tym, którzy nie chcą Polski w UE. Zresztą można by tego dokonać na mocy już istniejących zapisów konstytucji. Niezłe wydaje się natomiast dodanie przepisów o wprowadzeniu euro.