Janusz Wojciechowski na blogu w Onet.pl wraca do swojej tezy, że wybory do sejmików wojewódzkich mogły zostać sfałszowane. Wywiódł ją z dużej liczby oddanych głosów, które zostały uznane za nieważne. Europoseł PiS odnosi się do komentarza politologa Jarosława Flisa w Salonie24.

Reklama

"Jarosław Flis szczęśliwym zbiegiem okoliczności stał się posiadaczem danych, którymi ja nie dysponowałem - dostał jakiś plik z danymi PKW i poznał strukturę głosów nieważnych. Jest tam podobno 72 procent kartek czystych i 28 procent źle skreślonych" - pisze Wojciechowski.

Polityk wśród tych danych odnajduje odpowiedź na pytanie, co się stało z poparciem dla jego partii w sondażach, które nie odpowiadały ostatecznym wynikom wyborów.

"Przyjmijmy, ze tak jest, że 28 procent to głosy, źle skreślone. 28 procent z 1.744 tys. głosów nieważnych to jest około pół miliona głosów źle skreślonych. Te pół miliona też mogło zasadniczo zmienić wyniki wyborów.Mogło zaniżyć wynik PiS dokładnie o 4 punkty procentowe, dokładnie tyle, ile ubyło w stosunku do wyników sondażu TNS OBOP" - diagnozuje Janusz Wojciechowski.

Polityk podtrzymuje tezę o możliwym fałszerstwie. Przy okazji zadaje politologowi pytanie: "Sondaż <exit polls> - 27 procent dla PiS, 13 procent dla PSL. Po wyjęciu kart z urn - 23 procent dla PiS i 16 dla PSL. Jak wytłumaczyć fenomen, że ludzie głosujący na PSL po wyjściu z lokalu prężyli pierś i mówili ankieterom, ze głosowali na PiS? I działo się to w gminach, gdzie w większości rządzi PSL?"

"Ja stawiam hipotezę, że ten fenomen to jest właśnie te pół miliona nieważnych głosów <źle skreślonych>. Albo inaczej - pół miliona głosów <później skreślonych>.

Wojciechowski odpowiada też swoim krytykom.

"Piszecie też, że fałszerstwa są niemożliwe, bo w komisjach wyborczych sa przedstawiciele różnych opcji. Moi drodzy, to wy nie znacie takich gmin, które ja znam, gdzie nie ma żadnej opcji, jest tylko opcja wójta. Ktoś chciał w takiej gminie zorganizować spotkanie z europosłem z PiS-u, ale w ostatnim dniu musiał je odwołać, bo wójt go sponiewierał. Europoseł nawet nie protestował, żeby niefortunnego organizatora nie narazić na dalsze szykany" - wspomina europoseł Prawa i Sprawiedliwości.