Posłanki PO są spokojne, jeśli chodzi o reprezentację kobiet na listach wyborczych. Joanna Mucha przekonuje, że w szeregach jej partii jest wiele aktywnych i prężnie działających kobiet. "Ustawa kwotowa pozwala na przyciągnięcie ich do polityki i jestem przekonana, że już tu pozostaną" - zaznaczyła Mucha.
Sama jednak - jak powiedziała - nie wie, czy dostanie "jedynkę" w Lublinie, gdzie startowała w 2007 roku. "Jeśli tak się stanie, to oczywiście postaram się wywiązać najlepiej jak to będzie możliwe. Start z drugiego, czy trzeciego miejsca, z którego kiedy trzeba gonić lidera, to też jest coś dla mnie, bo lubię wyścigi" - zapewniła posłanka Platformy.
Wiceszefowi klubu PO Małgorzata Kidawa-Błońska zwróciła uwagę, że Platforma przyjęła wewnętrzną regulację, która zakłada, że w pierwszej piątce nie może być więcej niż trzy osoby tej samej płci, co - jak mówiła - daje kobietom szanse zajęcia w pierwszej trójce dobrego miejsca.
Według niej, "lokomotywami" list w miastach będą m.in.: minister zdrowia Ewa Kopacz, minister w kancelarii premiera ds. walki z korupcją Julia Pitera, wiceminister edukacji Krystyna Szumilas. Listy PO mają być gotowe nie wcześniej niż w maju.
O tym, że nie będzie problemu ze spełnieniem wymogu 35 proc. kobiet na listach przekonana jest też Jadwiga Wiśniewska z PiS. Jej zdaniem, wśród sympatyków i członkiń PiS jest wiele kobiet. "Pomimo że wcześniej nie było regulacji ustawowych na listach zawsze była znacząca reprezentacja kobiet. Kobiety w naszej partii zawsze były dostrzegane i zauważane" - powiedziała Wiśniewska PAP.
Andrzej Dera (PiS) uważa jednak, że w niektórych miejscach wszystkie partie polityczne będą miały problemy z wypełnieniem ustawowego zapisu dotyczącego 35 proc. kwoty. Podkreślił, że są miejsca, gdzie nie ma aktywnych kobiet. "Jak można zmusić na siłę kogoś, kto nie chce być na listach i nie chce kandydować. Wtedy zrobimy casting. Tylko co mamy do zaoferowania?" - pytał poseł w rozmowie z PAP. Jego zdaniem, w ostateczności będzie to załatwiane w ten sposób, że córki lub żony tych, którzy kandydują, będą umieszczane na listach. "Ale czy o to chodziło?" - dodał Dera.
Spokojna o kształt list wyborczych swojej formacji jest wiceszefowa SLD Katarzyna Piekarska. "Są takie okręgi, w których pań będzie na pewno więcej niż wymaga kodeks. Jest sporo chętnych - zarówno naszych działaczek, ale też kobiet aktywnych społecznie: pań z Partii Kobiet, Zielonych 2004 i związków zawodowych" - zapewniła Piekarska w rozmowie z PAP.
"Będziemy wspomagać kobiety, umieszczać je na atrakcyjnych miejscach na listach, więc na pewno po wyborach pań w naszym klubie będzie znacznie więcej niż w tej chwili" - podkreśliła wiceszefowa Sojuszu.
Rzecznik partii Tomasz Kalita przypomniał, że zapis o 30-procentowych kwotach dla kobiet na listach wyborczych już od kilku lat jest w statucie SLD. "Ten wymóg, który ustanowił parlament już od dłuższego czasu jest przez nas spełniany" - zaznaczył Kalita w rozmowie z PAP. Według niego, w ubiegłorocznych wyborach samorządowych na listach Sojuszu było prawie 40 proc. kobiet, a 32 proc. pań było liderkami list do Sejmików województw.
Wśród kandydatek SLD w tegorocznych wyborach ma być wiele nowych twarzy, m.in.: obecna dyrektor klubu Sojuszu Małgorzata Winiarczyk-Kossakowska, żona tragicznie zmarłego w katastrofie smoleńskiej wicemarszałka Sejmu Jerzego Szmajdzińskiego, Małgorzata Sekuła-Szmajdzińska oraz b. szefowa gabinetu lidera SLD Grzegorza Napieralskiego, Magdalena Ogórek. Do Sejmu kandydować też mają liderki: Partii Kobiet - Iwona Piątek i Zielonych 2004 - Małgorzata Tkacz-Janik.
Politycy Sojuszu deklarują ponadto, że chcieliby o starcie w wyborach parlamentarnych rozmawiać m.in. ze znanymi feministkami: prof. Magdaleną Środą, prof. Marią Szyszkowską i Kazimierą Szczuką.
"Damy radę" - przekonuje prezes PSL Waldemar Pawlak, pytany czy ludowcy będą w stanie zgromadzić minimum 35 proc. kobiet na swych listach. "Nie ma potrzeby prowadzenia jakichś poszukiwań. Mamy wiele pań, które w sposób aktywny i twórczy uczestniczą w polityce, w samorządzie. Ważne jest, aby promować te panie i tych kandydatów, którzy mają osiągnięcia i znaczący dorobek" - zaznaczył Pawlak w rozmowie z PAP.
Pawlak, wśród prawdopodobnych kandydatek PSL do Sejmu wymienił, oprócz obecnej wicemarszałek, trzy nazwiska: minister pracy Jolanty Fedak, wiceminister sportu Katarzyny Sobierajskiej, a także ubiegającej się w zeszłorocznych wyborach samorządowych o prezydenturę Warszawy, Danuty Bodzek.
Wicemarszałek Sejmu Ewa Kierzkowska, jedyna kobieta w klubie PSL dodała, że ma sygnały od działaczy Stronnictwa w terenie, że zgłasza się do nich bardzo wiele kobiet, które chcą w jesiennych wyborach startować z list partii. "To jest niezwykle ważne. Myślę, że będą takie sytuacje, pewnie w niejednym okręgu, że będziemy mieli więcej niż 35 proc. kobiet, co jest powodem do radości" - podkreśliła Kierzkowska.
Według wicemarszałek Sejmu, na razie trudno powiedzieć, jakie miejsca na listach zajmą kandydatki PSL. "Bardzo bym chciała, żeby były to miejsca jak najlepsze" - dodała.
O tym, że na listach do Sejmu uda się zebrać, co najmniej 35 proc. kobiet przekonany jest również poseł ugrupowania Polska Jest Najważniejsza, Tomasz Dudziński. "Jesteśmy jedynym ugrupowaniem, którym kieruje kobieta (Joanna Kluzik-Rostkowska - PAP) i myślę, że już choćby z tej racji będziemy mieli też większą łatwość pozyskiwania kobiet. Nie sądzę, aby były z tym jakiekolwiek problemy" - zapewnił Dudziński PAP.
Obecnie najwięcej kobiet jest w 204-osobowym klubie PO (47). W klubie PiS wśród 174 posłów jest ich 30, a w SLD - 7 (na 44 wszystkich członków). W 31-osobowym klubie PSL jest tylko jedna kobieta, a 18-osobowym klubie Polska Jest Najważniejsza - 3 panie.