Kaczmarek, według "Gazety Wyborczej", o zainteresowaniu prezydenta sprawą Marcina Dubienieckiego, mówił już w 2008 roku. Swe słowa powtarzał przed sejmową speckomisją, przed komisją śledczą ds. nacisków i w zielonogórskiej prokuraturze, która badała sprawę inwigilacji dziennikarzy w latach 2005-2007.

Reklama

Za każdym razem zeznania brzmiały podobnie. "Prezydent zapytał mnie, czy mam zaufanie do swoich służb i czy mogę sprawdzić informacje, które posiada" - relacjonował. Kaczmarek miał stwierdzić, że prezydent niepokoił się zainteresowaniem CBA jego rodziną. Chodziło tu o Marcina Dubienieckiego, męża jego córki Marty, a także o Lenę Cichocką, óweczesną minister w Kancelarii Prezydenta.

Wersję Kaczmarka potwierdza były szef policji Konrad Kornatowski, a także były szef CBŚ Jarosław Marzec, który ma prośbę szefa MSWiA miał weryfikować informacje prezydenta. Jednak, ze względu na brak zaufania funkcjonariuszy CBA do kolegów z innych służb, w centralnym rejestrze moglo nie być wszystkich informacji o działaniach Biura.

"Potwierdzam, że między nim a mną doszło do takiej rozmowy, gdy kierowałem MSWiA. Po sprawdzeniu przekazałem mu ogólną wiedzę, że jego informacje są prawdziwe, ale nie jest mi znany powód zainteresowania osobami, które wymienił" - mówi "Gazecie Wyborczej" Kaczmarek. Prezydent miał zareagować spokojnie. "Odniosłem wrażenie, że był zmartwiony. Nie wiem, co z tym zrobił dalej" - mówi b. szef MSWiA.

W relację Kaczmarka nie wierzy Andrzej Dera z PiS. "Wie pani dlaczego? Ponieważ powołuje się tylko i wyłącznie na słowa prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który już nie może się przed tym obronić" - mówił Monice Olejnik w Radiu ZET.