Wiceminister miał usłyszeć zarzut przekroczenia uprawnień - twierdzi serwis tvn24.pl. Jednak zwierzchnik katowickiego prokuratora, który chciał postawić zarzut Parafianowiczowi, zmienił decyzję podwładnego. Teraz śledczy wezwali rzecznika rządu na przesłuchanie.
Według tych informacji, Paweł Graś miał złożyć zeznania 23 marca, jednak tego dnia nie mógł przyjechać na Śląsk, by wyjaśnić, skąd wielka intensywność jego kontaktów z wiceministrem w sierpniu 2008 roku. Właśnie w tym okresie wiceminister finansów miał naciskać na szefa Urzędu Kontroli Skarbowej w Krakowie, by umorzył 900 milionów złotych akcyzy Rafinerii Trzebinia.
Tvn24.pl twierdzi, że najprawdopodobniej częste kontakty ówczesnego posła Pawła Grasia z Andrzejem Parafianowiczem zostały odkryte przez śledczych w billingach urzędników krakowskiego UKS. Były częste kontakty telefoniczne, ale również osobiste.
Paweł Graś pytany o tę sprawę odmawia komentarza. "Czy ja się dostatecznie jasno wyrażam? Nie wiem o co chodzi i proszę przestać mnie nękać" - mówił dopraszany o odpowiedź przed kamerą. Wcześniej wysłał sms-a do dziennikarza, który próbował coś wyciągnąć z rzecznika: "Zadziwiające, skąd pan to wszystko wie".
Prokuratura także nabrała wody w usta. Nie chce zdradzić, czy będzie nowy termin przesłuchania rzecznika rządu.
złodziej złodzieja okradł
CIĘCIA TYCH Z PLATFORMY .
Don Scchettini, ktory mu teczke nosil, zyje takze ciociek-klociek dozorca
u Niemca o byczym karku ktory swego czasu jako "kramarz" na targowisku
za "Baranine" nadstawial,-niejaki Gras-ochroniarz, ktory zawsze staje
w rozkroku i przybiera marsowa mine, zaciskajac waskie usteczka ,i napinajac
swoj byczy kark. Tylko z glowa nietego IQ -65.,-jak to u dozorcy ZAWSZE bywa.
Nikt nie zadzwonił na pokład
10 kwietnia ubiegłego roku, godz. 8.25: mjr Henryk G. sygnalizuje Centrum Operacji Powietrznych nagłe załamanie pogody w Smoleńsku. Podpułkownik Jarosław Z. zleca przekazanie tych informacji kontrolerowi na Okęciu, Piotrowi L., i powiadomienie załogi. Nic takiego się jednak nie dzieje. Komunikat ostrzegawczy nie dociera na pokład tupolewa. Dlaczego?
Nikt nie zadzwonił, bo trzeba mieć specjalną zgodę na wykonanie telefonu satelitarnego - to efekt taniej armii Bogdana Klicha. Na dodatek kończyła się zmiana i zaczynała druga. 10 kwietnia ubiegłego roku nie było na wojskowym Okęciu żadnej funkcyjnej osoby - bo zaczynał się weekend. Niepokojąca depesza SYNOP dotarła do Polski po godzinie 8.00. Z uwagi na fakt, że nie było polecenia skorzystania z łączności satelitarnej, informacje o pogodzie utknęły w kraju z nadzieją, że swoje obowiązki należycie wypełnią służby lotnicze obcych państw, nad którymi przelatywał Tu-154M. W efekcie załoga została zdana tylko na enigmatyczne przekazy "Korsarza".
Oni panicznie się boją wypaść za burtę,bo wtedy dopiero społeczeństwo
dowiedziało by się co to za gagatki,co oni zrobili z Polski,ile to afer spreparowali.
Przy korycie nawet kosztem gigantycznego fałszerstwa