Szanse SLD na wyborczy sukces Kwaśniewski upatruje w odpływie elektoratu z PO na rzecz Sojuszu oraz w

Zdaniem Kwaśniewskiego to frekwencja wyborcza będzie miała wpływ na to, jak po jesiennych wyborach rozłoży się układ sił w parlamencie. Przypomniał, że z prawa wyborczego, które w Polsce ma ok. 20 mln osób, korzysta mniej więcej 10 mln.

Reklama

"Dwukrotnie w ostatnich latach udało nam się zmobilizować trochę więcej niż połowę uprawnionych do głosowania: w referendum europejskim w 2003 r. i wyborach parlamentarnych w 2007 r. Można zakładać, że w tegorocznych wyborach - jeżeli nie będzie nadzwyczajnych zdarzeń - frekwencja wyniesie około 50 proc. Można spodziewać się, że przede wszystkim rządząca partia będzie traciła elektorat. Tacy wyborcy albo nie idą głosować, bo rząd ich zawiódł, ale nie są jeszcze gotowi poprzeć innego ugrupowania, albo oddają swoje głosy na innych" - podkreślił.

W przekonaniu b. prezydenta rosnące notowania SLD wynikają z powrotu dawnych wyborców, którzy ostatnio głosowali na PO. "Ten proces może trwać. Dodatkową kwestią jest odwoływanie się do młodszego pokolenia. Biorąc pod uwagę młodość liderów i fakt, że dziś SLD, po sześciu latach w opozycji, nie kojarzy się już z dawnym wizerunkiem, trzeba zakładać, że Sojusz może osiągnąć pozytywny wynik. Jednak nie sądzę, żeby można było mówić o radykalnym zwiększeniu elektoratu" - zaznaczył Kwaśniewski.

Reklama

Według b. prezydenta PO ciągle ma szansę być najsilniejszym ugrupowaniem, ale z wynikiem gorszym niż cztery lata temu.

"PiS zachowa swój twardy elektorat, PJN teoretycznie ma szansę wejść do Sejmu z kilkuprocentowym poparciem, a PSL tradycyjnie powtórzy swój wynik wyborczy. Trzeba jednak pamiętać o roli mediów, jakieś wydarzenie wzbudzające emocje opinii publicznej podczas kampanii może ten układ zmienić" - zastrzegł.

Kwaśniewski uważa za możliwe powstanie koalicji Platformy z Sojuszem po wyborach. "Jeżeli PO nie wystarczy głosów własnych i PSL, a PJN nie wejdzie do parlamentu, to SLD może się okazać koniecznym partnerem" - podkreślił.

Reklama

"Natomiast gdybym był na miejscu liderów SLD, dzisiaj bym o tym nie myślał. Jako przestrogę dla wszystkich zbyt pewnych siebie polityków, przypominam plakat, na którym kandydat napisał: +premier z Krakowa+. Wiemy, jak się to skończyło. SLD powinien dzisiaj budować swój program, ja jako szef fundacji w tym pomagam" - zaznaczył b. prezydent.

Kwaśniewski w przypadku ewentualnej koalicji PO i SLD nie rozważa możliwości - gdyby taka propozycja padła - objęcia stanowiska premiera. "To byłoby trochę na zasadzie +premier z Krakowa+, czyli dowód pychy. Ale także dlatego, że stworzyliśmy system, w którym istnieją partie polityczne mające liderów. Obejmowanie stanowiska premiera przez ludzi takich jak były prezydent, oznacza, że sytuacja jest tak dramatyczna, że trzeba szukać osób niezwiązanych z ugrupowaniami politycznymi, żeby budować coś w postaci rządu jedności narodowej. Ja nie życzę Polsce takiego scenariusza" - podkreślił.

Na pytanie PAP, czy zastanawia się nad powrotem do polityki, odparł: "Nie wyobrażam sobie powrotu do polityki - szczególnie w polskich warunkach - na zasadzie, że staję do wyborów po mandat".

Podkreślił jednak, że "jeżeli byłoby do objęcia jakieś stanowisko w strukturach międzynarodowych, to tak". "Chociaż dzisiaj nie ma takiej sytuacji. Natomiast w moim rozumieniu cały czas uczestniczę w życiu politycznym: pomagam w pisaniu raportów, uczestniczę w dyskusjach, udzielam wywiadów. Byli prezydenci i byli premierzy mają swoją rolę w polityce, ale właśnie w takim rozumieniu. Mówią o swoim doświadczeniu, wyrażają opinie. Mądrość powinna polegać na tym, żeby nie wypychać ich znowu do polityki, ale wykorzystać doświadczenie i potencjał - to jest bezcenne" - powiedział Kwaśniewski.