"Weekendy długości od trzech i pół do czterech dni. Polski premier nawet kryzysami w państwie zarządza z Trójmiasta, a rządowe samoloty traktuje jak taksówki" – piszą reporterzy tygodnika "Wprost" w opublikowanym w poniedziałek artykule.
Dziennikarze przyjrzeli się temu, jak swój wolny czas spędza szef rządu. Okazuje się, że od listopada 2007 do marca 2011 premier korzystał z rządowych maszyn na trasie Warszawa-Gdańsk lub Gdańsk-Warszawa aż 175 razy.
Do tego należałoby też doliczyć 110 biletów na przeloty rejsowe, niekiedy w te same dni, kiedy premier korzystał też z maszyny rządowej. Średnio było to więc siedem podróży na Wybrzeże miesięcznie. Według tygodnika większość tych lotów odbywała się w weekendy – w 2010 r. były to np. 42 weekendy w ciągu 12 miesięcy. Dane te nie obejmują podróży na innych trasach na terenie kraju.
"Wprost" wytyka Donaldowi Tuskowi wielką niegospodarność. Rządowy samolot nie tylko bowiem odwozi i przywozi premiera z weekendu – ale odbywa też przy tej okazji dwa "puste" loty, bez głównego pasażera na pokładzie. Oznacza to ponad 350 lotów w ciągu 3,5 roku. "Premier łamie własne obietnice z expose z 2007 roku i początku kadencji o obcinaniu przywilejów władzy" – podkreślają autorzy tekstu. Tym bardziej, że kilka razy w ciągu dnia na Wybrzeże latają rejsowe samoloty LOT – tymczasem premier wydaje się preferować rządowe embaery i maszyny 36. specpułku.
Tygodnik szacuje koszty tych podróży na w sumie 6 mln złotych.
Jednocześnie dziennikarze "Wprost" podsumowują "roboczy tydzień" premiera. Według nich "często trwa on od poniedziałku po południu do piątkowego wczesnego popołudnia. Z listy lotów wynika, że tylko w 2008 roku miał 27 takich długich weekendów". Bywa, że premier wyjeżdża z Warszawy już w czwartek. "Premier pracuje od wtorku do czwartku. W poniedziałek biega po plaży. W piątek prawie nie rusza się z Parkowej i myśli o wyjeździe do Sopotu" – kwitują reporterzy.