Jako pierwszy z dwóch ekspertów głos zabrał prof. Kazimierz Nowaczyk z Uniwersytetu w Maryland. Ale zanim udało się ustanowić połączenie z USA, sejmowi technicy musieli zmierzyć się z poważnym problemem technicznym. Na początku trudno było usłyszeć prof. Nowaczyka, a gdy już jakość audio była wystarczająca, wysiadło wideo i obraz nie wrócił już do końca połączenia.

Reklama

Prof. Kazimierz Nowaczyk potwierdził, że według jego ustaleń i tego co mówił Antoni Macierewicz, przyczyną katastrofy nie było uderzenie skrzydła samolotu w brzozę. - Samolot nie zmienił kursu po uderzeniu w brzozę, a dopiero znacznie później - tłumaczył Macierewicz. - Eksperci z krakowskiego instytutu Sehna nie zidentyfikowali odgłosu zderzenia z brzozą - mówił prof. Nowaczyk. - Odnotowano dwa wstrząsy w przyspieszeniu poziomym. Trwają one mniej niż pół sekundy - zwrócił uwagę.

Jak podkreślił prof. Nowaczyk, z jego ustaleń wynika, że samolot nie mógł uderzyć ani w brzozę, ani w inne znajdujące się w pobliżu drzewa. Zdaniem eksperta tupolew przeleciał 14 metrów nad nimi. Różnica w obliczeniach mogła wynieść plus minus 4 metry.

Czy te wstrząsy, a nie urwanie fragmentu skrzydła należy łączyć z upadkiem samolotu? Tego nie wyjaśnił ani prof. Kazimierz Nowaczyk, ani kolejny ekspert: prof. Wiesław Binienda, dziekan Wydziału Inżynierii Cywilnej Uniwersytetu w Akron w Ohio.

Reklama

Prof. Binienda skupił się głównie na hipotezie, że samolot jednak uderzył w brzozę i przekonywał, że byłoby to niemożliwe, biorąc pod uwagę ułożenie szczątków maszyny. Z symulacji, jakie przeprowadził wynika bowiem, że po takiej kolizji fragment skrzydła powinien wylądować w odległości 11-12 metrów od drzewa, a nie 111 metrów dalej, gdzie go znaleziono.

Co oznaczają te ustalenia? Było uderzenie w brzozę czy nie było? A jeśli nie, to jaką rolę w katastrofie odegrały zarejestrowane dwa wstrząsy i dlaczego kawałek skrzydła odleciał tak daleko? Na te pytania nie poznaliśmy odpowiedzi.

Po prezentacji ustaleń ekspertów głos zabrał obecny na posiedzeniu Jarosław Kaczyński. Niezależnie od tego, czy samolot uderzył w brzozę czy nie, widać, że przyczyna katastrofy musiała być inna niż podawana jako oficjalna - stwierdził prezes PiS.

Proces dochodzenia do prawdy może być długi - podsumował Kaczyński.