Roman Giertych udzielił ciekawego wywiadu, który można przyrównać do czegoś w rodzaju spowiedzi. Były szef Ligi Polskich Rodzin wyznaje w nim swoje polityczne grzechy, wyraża skruchę i pokazuje zupełnie inną twarz. Inną niż znaliśmy z polityki do tej pory.

Reklama

Czego żałuje Giertych? Na przykład swojego zachowania z czasów, gdy zasiadał w komisji badającej aferę PKN Orlen.

Dużo błędów popełniłem w komisji orlenowskiej. Dałem się wciągnąć w atmosferę PiS-owskiego poszukiwania wszędzie zła, przekrętów i troszeczkę się rozpędzałem. Przesadziłem na przykład, mówiąc, że skończył się prezydent Aleksander Kwaśniewski, a zaczął się Aleksander K. Dziś jest mi trochę wstyd - tłumaczy w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". - Kwaśniewski był przeciwnikiem politycznym i zawsze w polityce się przesadza, ale tu przesadziłem za bardzo. Chętnie bym to zresetował - dodaje.

Dziennikarze przypominają mu reklamówkę wyborczą, w której pokazywany był Lech Kaczyński w jarmułce na głowie, w otoczeniu Żydów. Giertych odrzuca jednak zarzuty o radykalizm polityczny, o wykorzystywanie antysemityzmu do polityki.

Reklama

Zawsze zwalczałem tego typu gesty, nie znajdziecie żadnej mojej antysemickiej wypowiedzi. Jako wicepremier pojechałem do Jedwabnego, choć wiedziałem, że to będzie bardzo kontrowersyjne dla moich wyborców - przekonuje były wicepremier, a obecnie adwokat. - Zwalczam antysemityzm także z powodów osobistych - podkreśla.

Twierdzi również, że jego rola w rządzie Jarosława Kaczyńskiego tak naprawdę była nie grą w koalicji, a raczej w... opozycji.

Nigdy nie byłem sojusznikiem PiS. To ja doprowadziłem jego rząd do upadku - mówi i wyjaśnia: - Moja cała strategia od wejścia do rządu sprowadzała się do tego, żeby być pupilem Kaczyńskiego, żeby zapomniał wszystko to, co było, te walki. A to dlatego, że uważałem, że Kaczyński będzie chciał nas zabić, a miał prokuraturę, Ziobrę, miał wszystko. I moja jedyna nadzieja była w tym, że dojdzie do kryzysu, zanim mnie rozwali - podsumowuje Roman Giertych.