Ewa Kopacz, która tuż po katastrofie smoleńskiej z grupą lekarzy poleciała do Moskwy, przyznała, że nie była obecna przy identyfikacji ciała Anny Walentynowicz i ciał innych ofiar wypadku. Wyjaśniła, że identyfikacji ciała legendy Solidarności dokonała rodzina.

Reklama

Co więc robiła w Moskwie Ewa Kopacz i polscy lekarze? Pojechałam tam opiekować się rodzinami, nie pojechałam tam prowadzić śledztwa - mówiła wyraźnie zdenerwowana marszałek Sejmu. Dodała, że zadaniem polskich specjalistów nie było przeprowadzanie sekcji zwłok czy ich identyfikacja, a uczestniczenie w przygotowaniu zwłok do identyfikacji.

Sama Kopacz podtrzymała swe słowa o tym, że na życzenie rodzin wkładała do trumien rzeczy osobiste czy pamiątki. Uściśliła jednak, że była przy lakowaniu tylko części trumien, pierwszego dnia. Pytana, czy mówiła rodzinom o zakazie otwierania trumien, odpowiedziała: Ale tam się trumny zamykało, nie otwierało.

O samej identyfikacji mówiła następująco: Pierwszą rzeczą, jaką mówiłam rodzinom, było to, żeby się nie śpieszyli, żeby starannie dokonywali tych oględzin.

Ewa Kopacz zapewniała, że jest w stanie skonfrontować każde ze słów, wypowiedzianych przez siebie już po katastrofie smoleńskiej. Nie mam problemu ze słowem przepraszam. Starałam się robić wszystko tak, jak mogę najlepiej - zapewniała.

Reklama

Dodała, że w porządku obrad tego posiedzenia Sejmu znalazła się informacja rządu na temat jego działań po katastrofie smoleńskiej, czego domagał się PiS. Przedstawiona ma ona zostać w czwartek. Na argument dziennikarzy, że minister sprawiedliwości Jarosław Gowin, który ma ją przedstawiać, wie mniej niż ona, która tuż po tragedii była w Moskwie, Kopacz odpowiedziała, że jest gotowa odpowiedzieć na wszystkie pytania po obradach na konferencji prasowej.