Bieńkowska zdaje sobie sprawę, że teraz będzie rozliczana z każdego faceta, który będzie wsiadał do pociągu przez okno.

Wczoraj mi radzono, żebym nie mówiła, że się boję, że się denerwuję. Ale musiałabym być nienormalna, gdybym się nie obawiała (...) Oczywiście, że się obawiam. Zawieje, zamiecie, zamarznięty, przepraszam, kibel w pociągu. To będą teraz nasze sprawy - mówi bez owijania w bawełnę minister.

Reklama

Kiedy przychodziłam do mojego ministerstwa sześć lat temu, wydawało mi się znane. Znałam ludzi, znałam materię. A ile zrobiłam tam zmian! Na zmiany nastawiam się też w Ministerstwie Transportu, to nieuniknione. Łączymy dwa organizmy, jeden będzie mniejszy. Jakieś zmiany jak każda wściekła kobieta przeprowadzę. Większość rzeczy, nawet wszystkie, które się dzieją w tym ministerstwie, znam. Wszystkie pieniądze, które idą na koleje i drogi, idą przeze mnie - dodała.

Czego od wicepremier oczekuje Donald Tusk?

Mamy przed sobą ogromną masę pieniędzy. I dwa dość trudne lata kończenia obecnej unijnej perspektywy budżetowej. Mamy już sprecyzowane plany, na co wydawać te pieniądze. A pieniądze, o których mówimy, są nawet większe, niż się spodziewaliśmy. 72 mld zamieniły się na 80 mld, bo przeliczyliśmy je na ceny bieżące. Nie lubię dużych słów, ale chcemy doprowadzić kraj w 2020 roku do takiego stanu, że będzie to kraj zasobny w infrastrukturę. Nie nadmiernie bogaty, jeśli chodzi o lotniska na przykład. Jednak ta infrastruktura jest bazą do podstawowego działania, inwestowania w to, co się będzie rodzić w naszych głowach. Chodzi o to, żebyśmy byli miejscem, w którym kupuje się myśl, nie tanią siłę roboczą. Oczywiście do 2020 roku najwięcej pieniędzy będzie szło na infrastrukturę, bo ona jest cały czas potwornie droga. Jednak procentowo wzrośnie udział tego, co nazywamy połączeniem nauki z rynkiem. Musimy więc dokończyć infrastrukturę. Jeśli chodzi o drogi, z dużym mozołem, ale system jest zbudowany. Jeśli chodzi o koleje, jesteśmy na dobrej ścieżce. Wczoraj pół dnia spędziłam ze spółkami kolejowymi. Przed nimi jest ogromna droga - powiedziała Bieńkowska.

Reklama

Minister nie jest zwolenniczką szybkiej kolei w Polsce.

Nigdy nie byłam superfachowcem, ale naczytałam się na ten temat, wysłuchałam opinii z wielu krajów. Polska ciągle jest krajem na dorobku, w którym tak ogromne inwestycje nie muszą się zrównoważyć. Przy czym Pendolino to nie jest szybka kolej. Szybka kolej to ok. 300 km/godz., a Pendolino to ok. 200 km/godz. Co do szybkich kolei jestem bardzo sceptyczna, absolutnie nas na to nie stać. Plany co do 2020 roku są słuszne, ale zobaczmy, co się dzieje w Hiszpanii. Liczba autostrad i połączeń kolejowych, które zbudowali, przyprawia ich już o ból głowy - mówi przyszła wicepremier.

Reklama

Elżbieta Bieńkowska przy okazji wyznaje, że... nie czuje się politykiem.

Wyjdę może na blondynkę, ale wciąż nie uważam się za polityka. Wiem, gdzie jestem, gdzie awansowałam, doceniam to, jak mówił mi ojciec: w Mysłowicach to tylko Hlond i ja. Ale to normalna praca. Jestem w tym środowisku od sześciu lat, otaczają mnie normalni ludzie, głupi i mądrzy, źli i dobrzy. Z uporem nie będę się nazywać politykiem, choć to stanowisko wybitnie polityczne i wszyscy mnie za polityka uważają - powiedziała Bieńkowska.

Deklaruje, że postara się być teraz trochę bardziej widoczna, choć to wbrew jej charakterowi.

Życie polega jednak na działaniu, a nie na gadaniu. Od wczoraj nie oglądam telewizji, nie czytam gazet. To nie kokieteria, mam tego dość. Moja mama na przykład lubi słuchać o mnie takie przyjemne rzeczy. Ale trzeba się zabrać do spokojnej pracy, a nie czytania, jakim to się jest wspaniałym. Czego zresztą nie robię - stwierdziła w TOK FM Bieńkowska.