Wszystko zaczęło się od serii tweetów, wymienionych między Marzeną Paczuską a Radosławem Sikorskim. Były marszałek Sejmu chciał się dowiedzieć, czy szefowa "Wiadomości" TVP dalej uważa, że jego żona - Anne Applebaum "kłamała, pisząc o wypadku smoleńskim". Paczuska odpowiedziała, że ekshumacje jeszcze trwają i nie "ma wiedzy, która pozwoli na kategoryczne rozstrzyganie". Wtedy były szef MSZ pozwolił sobie na dość brutalny żart. Napisał, że "może się okazać, że prezydent Lech Kaczyński zginął w wypadku, a inni zginęli w zamachu". Tłumaczył, że to nawet nie żart, a "wykazanie absurdalności Pani argumentu".

Reklama
dziennik.pl

Na ten wpis zareagował prawicowy publicysta, Jacek Karnowski. Zarzucił on Sikorskiemu, że "swojej smoleńskiej hańby nie zmyje do końca życia" oraz, że "nie dorósł pan do Historii, która przyszła". Wtedy były szef MSZ zapytał, czy wybuchy w Tu-154 miały miejsce "z przodu, czy z tyłu samolotu, bo wasze okładki były sprzeczne" [chodzi o tygodnik "wSieci" wydawany przez braci Karnowskich - red.]. W odpowiedzi prawicowy publicysta zarzucił mu współpracę z Rosją. Rozsierdzony były minister przypomniał więc Karnowskiemu swój afgański epizod. "Chłopcze, na mnie leciały ruskie bomby jak ty jeszcze w pieluchy robiłeś" - podsumował.

dziennik.pl

psav linki wyróżnione