W poniedziałek przed łódzkim sądem zakończył się proces prezydent Zdanowskiej, która była oskarżona o poświadczenie nieprawdy w dokumentach, dzięki którym jej partner Włodzimierz G. otrzymał w 2008 r. 200 tys. zł kredytu. Sąd uznał, że prezydent Łodzi jest winna zarzucanego jej czynu, wymierzając jej karę 20 tys. zł grzywny.
Wyrok przyjęłam z pokorą. Nadal twierdzę, że nie popełniłam nic złego, nie czuję się winna. Będziemy tego dochodzić w odwołaniu - powiedziała Zdanowska po opuszczeniu sądu. Jak dodała, chce zawsze mówić prawdę, ale nie zawsze prawda jest w cenie.
Zapowiedziała swój start w jesiennych wyborach samorządowych na trzecią kadencję prezydent Łodzi.
Prawo mi tego nie zabrania. Dla mnie najważniejsze jest to, że mogę startować. Będę startowała. To łodzianie będą decydować o tym, kto będzie prezydentem. To oni zadecydują, komu powierzą dalsze zarządzanie miastem. To jest dla mnie najważniejsze – zaznaczyła.
Na swoim profilu na Twitterze wyjaśniła, iż "decyzja sądu oznacza, że mogę startować w wyborach samorządowych". - Cieszę się, że to mieszkańcy zadecydują o tym, kto będzie prezydentem Łodzi #lodz - napisała.
Obrońca Zdanowskiej mec. Bartosz Tiutiunik przyznał, że jest ekspertem od prawa karnego, ale w jego opinii zgodnie z Kodeksem wyborczym, pozbawionym prawa wyborczego jest ten, kto jest prawomocnie skazanym za przestępstwo ścigane z urzędu bądź przestępstwo karno-skarbowe na karę pozbawienia wolności. - Tutaj takiego skazania nie ma. Ale podkreślam, że nam się lepiej na prawie karnym – powiedział.
Zarzuty wobec Zdanowskiej nie były związane z pełnioną przez nią funkcją prezydenta miasta. Oskarżona prosiła media o podawanie jej pełnego imienia i nazwiska oraz wizerunku.
Włodzimierz G. również został uznany za winnego. Skazano go na 25 tys. zł grzywny.
Wyrok jest nieprawomocny.