W ciągu czterech dni poparcie dla PiS wzrosło o jeden procent (teraz to 35 proc.), zaś dla Platformy Obywatelskiej spadło o dwa (31 proc.). To i tak dawałoby zwiększenie liczby posłów obu partii. PiS miałby 188 mandatów - prawie o 40 więcej niż teraz, PO - 158, czyli do Sejmu weszłoby 27 przedstawicieli partii Tuska więcej niż dwa lata temu.

Wyniki sondażu wskazują, że najwięcej poparcia straciła w ostatnim czasie Samoobrona. Pięć procent ankietowanych, opowiadających się za partią, dałoby ludziom Andrzeja Leppera tylko 13 miejsc w Sejmie. To aż o 30 mniej niż foteli Samoobrony obecnie.

Jednak - paradoksalnie - te wyniki wcale nie są na rękę żadnej z dużych partii. Trudno byłoby z sejmowej układanki złożyć jakąś koalicję, gdyby ponowne rozmowy PO-PiS skończyły się fiaskiem. Rząd, do którego szykowaliśmy się już dwa lata temu, miałby olbrzymią większość - 346 głosów. Ale każde inne prognozowane teraz rozwiązanie nie miałoby szans realizacji.

Platforma nie mogłaby np. stworzyć rządu tylko z LiD-em - co sugeruje często PiS. Taka koalicja do większości potrzebowałaby ośmiu głosów. Sytuację mógłby, jak wiele razy w historii III RP, uratować PSL, bowiem - według prognoz PGB - wprowadziłby on do Sejmu 15 posłów.

Niemożliwa byłaby powtórka z koalicji PiS, Samoobrona, LPR. W nowym Sejmie miałaby ona 221 głosów - do większości brakowałoby dziewięciu.