"Może być telewizja publiczna, mogą być inne media, może być Warszawa, może być Łomża, może być Lubań, może być pierwszy Kwaśniewski, może być pierwszy Kaczyński, może być pół godziny, mogą być dwie godziny" - wyliczał Tusk na konferencji prasowej w Warszawie.
A jeszcze wczoraj to właśnie kolejność debat wywołała spór między PO a PiS. Sam Tusk zapowiadał, że najpierw będzie rozmawiał z Kwaśniewskim, który - według lidera PO - mniej zwlekał z wyrażeniem zgody. Poza tym to byłego prezydenta sondaże wskazały jako zwycięzcę debaty z premierem. Jarosław Kaczyński miałby czekać w kolejce. A to nie spodobało się PiS-owi.
Dzisiaj Tusk zaatakował rywali - stwierdził, że "wycofują się okrakiem", bo najwyraźniej boją się z nim rozmawiać. "Proponowałbym, żeby nie patrzeć na sondaże, kto wygra te debaty, tylko zapytać tych, którzy od tych debat uciekają, dlaczego nie chcą tej męskiej rozmowy" - sugerował lider PO.
Ale odpuścił i ogłosił, że jest mu już wszystko jedno, z kim pierwszym porozmawia - Kaczyńskim czy Kwaśniewskim.