W rozmowie z dziennikarzami "Sieci" Bejda był pytany o materiał "Superwizjera" TVN, w którym były agent CBA Tomasz Kaczmarek oskarżył b. szefa CBA, a obecnie ministra spraw wewnętrznych i administracji i koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego oraz b. wiceszefa Biura Macieja Wąsika o wywieranie na niego nacisków podczas operacji dotyczącej willi należącej rzekomo do b. pary prezydenckiej Aleksandra i Jolanty Kwaśniewskich.
Jesteśmy w stanie wziąć odpowiedzialność za to, co Tomasz Kaczmarek robił w CBA jako funkcjonariusz. Ale wszystko, co robił po zakończeniu służby, robił na własną odpowiedzialność. Myślę, że on się zdemoralizował - powiedział szef CBA. Jego żona w połowie ubiegłego roku otrzymała poważne zarzuty wyłudzania pieniędzy na prowadzenie domów opieki. Chodzi o ponad 30 mln zł dla stowarzyszenia Helper, które miały być przeznaczone na opiekę nad ludźmi starszymi, zniedołężniałymi. Pod koniec roku te same zarzuty postawiono również Tomaszowi Kaczmarkowi, m.in. udziału w zorganizowanej grupie przestępczej i prania brudnych pieniędzy, więc to są sprawy naprawdę poważne, za które grozi kara do 10 lat więzienia. Jestem przekonany, że to, co on robi teraz, to wynik tych zarzutów - dodał.
Bejda zaznaczył przy tym, że Kaczmarek w listopadzie ub.r. miał postawione przez prokuraturę zarzuty, a w styczniu wystąpił w programie TVN, gdzie skierował zarzuty wobec swoich byłych przełożonych. "Koincydencja zdarzeń jest nieprzypadkowa. Był rozczarowany brakiem parasola ochronnego" - stwierdził szef CBA.
Przyznał, że jest "zażenowany i zniesmaczony" Kaczmarkiem.
Z materiału CBA wynika, że nieruchomość w Kazimierzu Dolnym była w faktycznym posiadaniu i zarządzaniu Aleksandra i Jolanty Kwaśniewskich – jest na to wiele dowodów w dokumentach. Zostały one już odtajnione, teraz występujemy o zgodę Prokuratora Generalnego, by je upublicznić - mówi w "Sieci" Bejda.
Wśród tematów wywiadu była również sprawa marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego i rzekomych korzyści majątkowych, które miał przyjmować jako dyrektor szpitala. Sprawdzenie tych informacji i ich weryfikacja jest obowiązkiem CBA - podkreślił. Przyznał, że jest pozytywny odzew na apel CBA, które poprosiło, aby ludzie zgłaszali przypadki wręczenia korzyści majątkowej. Osób, które składają zeznania, jest coraz więcej - powiedział i dodał, że takie apele stosują też inne służby.
Apel CBA jest zachęceniem, by ludzie nie bali się mówić prawdy. Aby korzystali z klauzuli niekaralności, jaką przewiduje Kodeks karny. To pan marszałek był łaskaw wystąpić na konferencji prasowej wraz ze swoim pełnomocnikiem i dać do zrozumienia, że każdy, kto będzie twierdził, że wręczył profesorowi Grodzkiemu łapówkę, zostanie oskarżony o pomówienie. Czy to nie jest zastraszanie potencjalnych świadków? My nikogo nie nakłaniamy do pomówień. Każde zgłoszenie jest drobiazgowo sprawdzane, czy zgadzają się podane terminy, czy przypadek jest opisany w dokumentacji medycznej, czy są ewentualnie inni świadkowie. Samo stwierdzenie, że ktoś dał pieniądze, nas nie przekonuje. Nie przyjmujemy tego bezkrytycznie - zaznaczył.
Bejda odniósł się w rozmowie do postulatów opozycji, która domaga się likwidacji CBA. To, że CBA odnosi sukcesy, boli opozycję - powiedział. Jako jeden z sukcesów wymienił likwidację kilkudziesięciu grup, które zajmowały się wyłudzeniami podatku VAT.
Mówiąc o jednym z takich przypadków zaznaczył, że grupa miała roczne przychodzi rzędu 1,5 mld zł. W ciągu jednego roku wyłudziła 300 mln zł VAT. Wśród osób zarządzających tą grupą były m.in. ważne postacie ze spółek Skarbu Państwa, np. byłych wiceprezesów Enei - powiedział. Takie grupy nie działają w próżni. Jest niemożliwością funkcjonowanie przestępczego procederu na tak dużą skalę bez wsparcia ze strony urzędników różnego szczebla, ale też kierownictw resortów. Wiemy, że mieli takie kontakty - mówił.
Stwierdził on, że likwidacja Biura "oznaczałaby, że państwo znów straciłoby ogromne pieniądze, a dodatkowo cofnęlibyśmy się do czasów, w których ludziom na świeczniku, ludziom wpływowym wszystko wolno".
Bejda był również pytany o raport CBA dotyczący prezesa NIK Mariana Banasia i jego oświadczeń majątkowych. Przyznał, że został on utajniony, bo tak nakazuje prawo. Raport bazuje na bardzo szczegółowej kontroli majątkowej Mariana Banasia. Takie materiały nie mogą być w szczegółach omawiane publicznie. Ustalenia tego raportu zostały przekazane prokuraturze, a także trafiły do sejmowej speckomisji odpowiedzialnej za kontrolę nad służbami - powiedział.
Chcę powiedzieć jedno. W momencie, kiedy pan Banaś zostawał prezesem NIK (sierpień 2019 r.), w CBA nie było jeszcze wiedzy, która posłużyła do sformułowania zawiadomienia o popełnieniu przez niego przestępstwa. CBA czekało jeszcze na wiele materiałów, o które wystąpiło do instytucji finansowych, a które podlegały potem głębokiej analizie. Kluczowe dane w tej kontroli wpłynęły do CBA pod koniec września 2019 r. Dopiero po zakończeniu analizy można było odebrać wyjaśnienia od Mariana Banasia - powiedział szef CBA. Nigdy bym się nie zdecydował na złożenie zawiadomienia przed złożeniem wyjaśnień przez osobę kontrolowaną - dodał.