9 września 2020 r. upłynie pięcioletnia kadencja obecnego rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara. Zgodnie z ustawą będzie on jednak pełnił funkcję do czasu, gdy skutecznie zostanie powołany jego następca. By tak się stało, kandydata przegłosowanego przez Sejm musi poprzeć Senat.
– Nie ma zgody co do tego, czy szukać kandydata akceptowalnego dla Senatu, w którym większość ma opozycja, czy zmienić ustawę o RPO – mówi jeden z polityków obozu Zjednoczonej Prawicy. Jarosławowi Kaczyńskiemu ponoć bliżej do tej drugiej koncepcji. Nie brakuje jednak w obozie rządzącym polityków, którzy twierdzą, że warto byłoby postawić na nazwisko niekontrowersyjne. A powołanie pełniącego obowiązki, na mocy naprędce zmodyfikowanej ustawy, od razu wrzuciłoby nowego ombudsmana na całe pięć lat w objęcia Prawa i Sprawiedliwości. Byłby bowiem postrzegany niczym polityczny namiestnik.
– Być może właśnie o to chodzi prezesowi Kaczyńskiemu – dywaguje nasz rozmówca. I dodaje, że nieprawdziwe są pojawiające się w przestrzeni publicznej twierdzenia, jakoby PiS chciało postawić na fachowca całkowicie niezależnego od obozu władzy. Korekta w ustawie, o ile do niej dojdzie, może być prosta. Wystarczyłoby zmienić art. 3 ust. 6, np. poprzez wskazanie, że do czasu uzyskania zgody Senatu na daną kandydaturę funkcję RPO sprawuje osoba, która została wybrana przez Sejm. Miałoby to postawić większość senacką w niekomfortowej sytuacji. Odrzucenie kandydatury nie powodowałoby, że ta osoba w praktyce nie objęłaby urzędu.
Od kilku tygodni media spekulują, kto mógłby zostać kandydatem PiS na stanowisko RPO. Najczęściej wymieniane jest nazwisko prof. Marcina Warchoła, wiceministra sprawiedliwości, posła z Podkarpacia, bliskiego współpracownika Zbigniewa Ziobry. Warchoł w grudniu 2019 r. został pełnomocnikiem rządu ds. praw człowieka. Niektórzy komentatorzy zaczęli go wówczas nazywać anty-Bodnarem. Polityk zresztą przez wiele lat pracował w biurze RPO, gdy funkcję sprawował Janusz Kochanowski.
Z naszych informacji wynika jednak, że Warchoł nie zostanie ani nowym rzecznikiem, ani nawet pełniącym obowiązki. Po pierwsze, sam nie pali się do tej funkcji. Po drugie, w ostatnich tygodniach iskrzy na linii PiS – Solidarna Polska. Trudno zatem przypuszczać, by politykowi tej drugiej zostało powierzone tak ważne stanowisko. Tym bardziej że raptem kwartał temu stanowisko pierwszego prezesa Sądu Najwyższego objęła prof. Małgorzata Manowska, postrzegana jako osoba bliższa Ziobrze niż Kaczyńskiemu.
Gdyby któryś z polityków SP miał zostać nowym RPO, byłby to najpewniej Marcin Romanowski, również wiceminister sprawiedliwości. Ostatnio zasłynął kontrowersyjnymi wypowiedziami na temat konieczności wypowiedzenia konwencji stambulskiej oraz podkreślaniem roli polskiej rodziny w tradycyjnym ujęciu. Jak ustaliliśmy, te wypowiedzi spodobały się prezesowi PiS, ale Romanowski nie miałby zarazem szans na uzyskanie poparcia w Senacie. Gdyby to na niego postawiono, wiceminister musiałby zostać beneficjentem specustawy. Bardziej prawdopodobny wariant to szukanie rzecznika wśród osób związanych z PiS, a nie jednym z koalicjantów.
Media od miesięcy informują, że mógłby nim zostać poseł Bartłomiej Wróblewski, doktor nauk prawnych, konstytucjonalista. Wróblewski uchodzi za jednego z najbardziej konserwatywnych polityków w polskim Sejmie, a zarazem osobę nieunikającą dialogu z opozycją. – Mógłby zdobyć dwa, trzy kluczowe głosy w Senacie. W izbie wyższej wśród senatorów opozycji nie brakuje osób o konserwatywnym światopoglądzie, dla których istotne są chrześcijańskie wartości – twierdzi jeden z polityków PiS. Na korzyść tego kandydata działa również to, że w swoim okręgu poselskim rozwinął ideę bezpłatnej pomocy prawnej dla potrzebujących. Jest ostatnim politykiem w Polsce, którzy realizuje obietnicę Andrzeja Dudy z 2015 r., tzw. dudapomocy.
Jest tylko jedna rysa: za Wróblewskim nie przepada Kaczyński. Poznański poseł nie był zwolennikiem wszystkich elementów tzw. reformy wymiaru sprawiedliwości. Nasz informator z obozu rządzącego donosi, że zdarzały się sytuacje, gdy Wróblewski na zamkniętych spotkaniach partii wprowadzał ferment intelektualny i przekonywał, że reformy nie można opierać na atakowaniu środowiska sędziowskiego, lecz na upraszczaniu życia przeciętnemu obywatelowi, który trafia do sądu. Te wypowiedzi nie były dobrze odbierane. Dowodem na brak zaufania Kaczyńskiego jest zresztą pozycja, którą Wróblewski, poseł od 2015 r., miał na liście wyborczej w 2019 r. Startował z nie najlepszego szóstego miejsca, co nie przeszkodziło mu uzyskać dużego poparcia.
Na giełdzie nazwisk pojawia się również niezależna senator Lidia Staroń. Zasłynęła ona wspieraniem obywateli w starciach z komornikami i notariuszami, cieszy się dużym poparciem w swym okręgu wyborczym. Najważniejsi politycy PiS chętnie by ją poparli. Szkopuł w tym, że to nieopłacalne politycznie, bo Staroń w Senacie często głosuje tak jak PiS (wtedy głosy rozkładają się 51:49). Jej powołanie na stanowisko RPO oznaczałoby konieczność rozpisania nowych wyborów. W tych zaś faworytem byłby kandydat Koalicji Obywatelskiej, co mogłoby się przełożyć na zwiększenie różnicy głosów w Senacie.
Najmniej prawdopodobny, ale możliwy jest wariant, w którym na stanowisko RPO będzie namaszczona osoba związana z obozem PiS, lecz znajdująca się w drugim szeregu, bardziej niezależna. Taką kandydatką mogłaby być prof. Elżbieta Karska, żona lojalnego działacza PiS Karola Karskiego. To doświadczona ekspertka wielu międzynarodowych gremiów w zakresie prawa międzynarodowego oraz praw człowieka, sędzia ad hoc Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Zanim PiS wybierze swojego kandydata, Sejm powinien przegłosować kandydaturę Zuzanny Rudzińskiej-Bluszcz, prawniczki popieranej przez 388 organizacji pozarządowych oraz największe partie opozycyjne, bliskiej współpracowniczki Adama Bodnara. Z naszych informacji wynika, że jest niemożliwe, aby poparł ją klub PiS, co w praktyce oznacza, że kandydatka nie uzyska poparcia Sejmu.